wtorek, 19 maja 2015

?9? Can I be close to you?

 Obudziłam się w swoim pokoju i zaczęłam analizować wątki. 11:27. Wtedy to właśnie, doszłam do wydarzeń z ostatniej nocy (ranka?) i szybko zbiegłam na dół po schodach. Na blacie leżał kubek po bajecznie dobrej herbacie, zrobionej przez... przez niego. Szlag. Zapomniałam imienia, o które walczyłam przez kilka bitych godzin. Zaczęłam przeszukiwać kontakty, jednak żaden nowy się nie pojawił. Co prawda, chłopak wspominał coś, żebym zapomniała o całej minionej sytuacji, a jedynie pamiętać o przekazie jaki próbował mi wpoić. Totalna porażka. Nie chciałam zapominać. I właśnie w tym momencie doszłam do wniosku, że cholernie szybko przywiązuję się do obcych ludzi i okazuję im zbyt wielki podziw. To było nie fair. Mógł zostawić cokolwiek po sobie, nawet głupi przepis na tą przepyszną herbatę.
 Biegałam po domu jak szalona i szukałam swoich ulubionych spodni. Przegryzłam dwa tosty z awokado i popiłam nektarem bananowym. Ogarnęłam się w łazience i rozpaczałam nad swoją zgubą, a raczej zgubami, bo spodnie także były moim istnym oczkiem w głowie. Ostatecznie założyłam na siebie szorty i trochę przy dużą, szarą bluzę. Chwyciłam torbę i wyszłam z domu. Od razu wykręciłam numer do Abie. Trochę czułam się winna, zostawiając ją z obcym gościem.
 -Halo?
 -Abie? Tutaj Bell. Jak się czujesz? Przepraszam że wczoraj zniknęłam bez słowa. - tłumaczyłam się.
 -Ojej nie przejmuj się! Oprócz kaca nic mi nie dolega. Ten miły koleś odprowadził mnie do domu i coś tam pierdolił o bezpieczeństwie. Szczerze mówiąc niezbyt dużo pamiętam, ale raczej wszystko jest okey. - powiedziała tak szybko, że ledwo nadążyłam z treścią.
 -A wiesz chociaż jak miał na imię? Zostawił ci jakieś swoje dane? - Zaczęłam dopytywać. W sumie to nie było takie głupie i jedyne co mogłam zrobić, żeby znaleźć tego idiotę.
 -Pamiętam tylko, że miał na imię Chris. Mówił też że mieszka niedaleko mnie, ale w sumie mógł ściemniać. Numeru, maila, ani niczego takiego mi nie zostawił. - Trochę mnie to zdołowało. Moja ostatnia nadzieja zdechła, a w dodatku bardziej wstawiona Abie, była wstanie zapamiętać jedno, głupie imię. Całkowicie zrezygnowana, pożegnałam się koleżanką i wrzuciłam telefon do torby.
 Szłam w kierunku domu Sea. Miałam wielką ochotę ochłonąć po tym wszystkim, dlatego zamiast autobusu, wybrałam piechotę. Nie wiedziałam w jakim celu chciałam się z nią spotkać. Nawet nie wiedziałam czy jest w domu. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że to ona powinna pierwsza do mnie zadzwonić, albo napisać. Była chyba jedną z nielicznych osób, którym ulegałam. O 12:49 stałam już pod jej klatką, jednak nie zamierzałam wcisnąć dzwonka. Usiadłam koło drzwi i napisałam sms'a.

B: Jesteś w domu?  12:50
S: Tak, a dokładniej siedzę w samych majtkach na balkonie 12:51
B: Chce ci się przejść? 12:51
S: Jasne hahaha jakiś dziad się na mnie gapi 12:53
B: Dziwisz mu sie? Pośpiesz sie, czekam przed klatą 12:55
S: Nie chcesz wejsc do środka? 12:55
B: Poczekam. 12:56
S: KK 12:57

 13:05. Podniosłam się i równo ze mną z klatki wyszła Sea z papierosem w ręku. 
 -Czemu nie chciałaś wejść? Nie jest dziś zbyt ciepło. - No tak racja, 16 stopni jak na sierpień to bardzo mało, a obydwie ubrane byłyśmy jak na plażę. Zrezygnowałam jednak z jej gościnności, ze względu, iż nie chciałam sobie przypominać o tym, co robiłyśmy w jej salonie.  
 -Tak jakoś. Chyba brakuje mi świeżego powietrza. 
 -Gdzie idziemy? - Włożyła fajkę do ust i odpaliła zapalniczkę. -Jesteś chętna na jakieś picie? Bo tak w sumie to mam takie chwilowe marzenie, żeby się porządnie schlać. Chyba nie mam nastroju. 
 -A ja chyba nie mam nastroju na picie. Przepraszam, ale nie dzisiaj. Możemy ewentualnie skoczyć po coś dla ciebie. - Zaoferowałam. Po wczoraj, nie miałam nawet ochoty patrzeć na alkohol. 
 -A papierosy? 
 -Też nie. 
 -A może LSD? Mój kumpel ma niezły towarek na stanie. - Upierała się. Chyba za wszelką cenę chciała mi wybić trzeźwość z głowy. 
 -Coś lżejszego? - Chyba uległam. 
 -Na pewno się znajdzie. - Uśmiechnęła się, wyrzuciła peta i złapała mnie za rękę. 
 Dotarłyśmy na zupełnie obce mi osiedle, które znajdowało się bliżej mojego, niż jej. Roiło się na nim od kremowych, beżowych i białych, odnowionych kamienic. Przez niezbyt ciekawą pogodę, ulice były puste, co przyprawiało mnie o dreszcze. Nie chciałam się w nic wplątywać, szczególnie po wykładzie tego idioty, ale przez to że nie zostawił po sobie ani śladu, miałam wielką chęć zrobić mu na złość. Działanie na przekór ludziom, to była chyba moja specjalność. Zaczęło delikatnie kropić, więc trochę przyśpieszyłyśmy tempa.
 -Czym byłaś tak zajęta przez ostatnie dwa dni? - Spytałam jej. Oczywiście była tylko jedna poprawna odpowiedź "miałam wiele spraw na głowie, ale teraz poświęcę go tylko tobie".
 -Miałam coś do załatwienia. Nie było to może aż tak szczególne, ale złapałam wczoraj doła i może nawet moje chęci do życia gdzieś się rozpłynęły.
 -Ale teraz jest okey? - Trochę mnie tym przestraszyła. Nawet nie podejrzewałam że ktoś tak pewny siebie jak ona, może mieć problemy tego typu.
 -Chyba tak. Właśnie dlatego chcę się upić, naćpać czy cokolwiek. Rozluźnić się. Najchętniej to cały czas chodziłabym na haju. - Zaśmiała się, ale mi wcale do śmiechu nie było. Mimo wszystko wymusiłam na moich ustach lekkie uniesienie się kącików ku górze. Przez to wszystko czułam się naprawdę dziwnie. Kompletnie nie mogłam dojść do tego czy mi na niej zależy czy nie. Za bardzo mnie zaskakiwała.
 Poczekałam na nią przed jednym z ogrodzonych bloków mieszkalnych. Ten akurat, zaliczał się do tych, które pierwszej świeżości nie były. Na pewno był starszy od pozostałych i byle jak wyremontowany o ile w ogóle do owego remontu doszło. Po kilkunastu minutach uchyliły się drzwi.
 -Nie mogłyśmy tego wziąć u niego? Zaraz pewnie będzie padać.
 -Nie będzie. Poza tym on też ma swoje zasady. - Trochę mnie to zdziwiło. Dilerom zazwyczaj zależało tylko na zarobku no i dotrzymaniu tajemnicy.
 -Niby jakie zasady? To tylko kilka gram holendry i jakieś piguły. - Zmarszczyłam brwi.
 -Jakbym nie miała z nim spoko relacji to pewnie dla niego też to byłyby jakieś tam mało szkodliwe dragi. Ale w moim wypadku... znam go parę dobrych lat. Kiedyś się we mnie bujał. Towar daje mi praktycznie za darmo, ale pod jednym warunkiem.
 -Że nie będziesz brać w jego obecności?
 -Dokładnie. - Wyjęła kolejnego papierosa z paczki. - Chyba jednak nie chce mi się palić. Wolę się już rozkoszować naszą zdobyczą, hehs.
 -Czemu to cie tak cieszy?
 -Bo to jedyne co nielegalne i dostępne. Zakazany owoc smakuje najlepiej. - Skądś to znałam. Sama kierowałam się tym "mottem", o ile w ogóle można było tak to nazwać. Klapnęłyśmy sobie kilka budynków dalej, za jakimś opuszczonym lokalem. Gdyby zaczęło lać, mogłybyśmy się tam skryć.
 -Co to jest tak na marginesie?
 -Poprosiłam o coś lekkiego, niezbyt groźnego i znośnego. Specjalnie dla ciebie. Tak jak chciałaś. - Spojrzałam się na nią ze skwaszoną miną. Przy niej byłam chyba najgrzeczniejszą dziewczynką na świecie, a przynajmniej tak się czułam. Sama wyjęła sobie woreczek z amfą i kartę kredytową z portfela. Łyknęłam dwie różowo-złotawe drażetki. Miały gorzki posmak, który natychmiast poczułam w całym swoim wnętrzu. Senność zaczęła mnie dobijać, a mrugałam chyba dwa razy częściej niż normalnie. Zanim się zorientowałam leżałam na ziemi i machałam nogami jak małe dziecko. Obydwie śmiałyśmy się niczym idiotki, którymi na dobrą sprawę byłyśmy. Oczywiście Sea nie byłaby sobą, gdyby nie wcisnęła by mi do organizmu jeszcze czegoś i to zdecydowanie mocniejszego. Byłam na granicy swojej świadomości. Nie wiem ile czasu minęło od pierwszej kapsułki, ale obraz mi się całkowicie rozmył i siedząc ponownie pod chropowatą ścianą, poczułam się jakbym zapomniała o wydarzeniach sprzed chwili. Sea gładziła mnie po udach i szczerzyła zęby w moją stroną. Przegryzłam wargę i usiadłam na niej, przy okolicach jej miednicy. Gryzłam jej język tak mocno, że aż piszczała. W dodatku ciągnęłam ją za włosy z całej siły, a ona wbijała swoje ostre paznokcie w moje plecy, a potem pośladki. Robiłyśmy sobie więcej krzywdy, niż sprawiałyśmy przyjemności, jednak w tej chwili było to mega podniecające. Poczułam jak się trzęsie. Już zupełnie nie wiedziałam co robię. Zeszłam z niej i zaczęłam płakać.
 -Ejej, Bell. - Spojrzała się na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Miałam czarne plamy przed oczami i przymykałam co chwilę oczy. Coraz bardziej łzawiły mi oczy. - Bell, wszystko gra?
 -Nic nie gra, szumi mi w uszach, dwoi się oczach, nic nie mogę zobaczyć... nie chcę tego, nie chcę! - Wydarłam się głośno jak nigdy. Jęczałam z bólu, który opanował całe moje ciało.
 -Będzie dobrze... okey? - Powiedziała to z takim wyraźnym spokojem, że moje wszystkie zmysły się wygasiły. Uodporniłam się na wszystkie czynniki zewnętrzne. Siedziałyśmy kilka minut w ciszy.
 -Z czym ci się kojarzy moje imię? - Strasznie się zmęczyłam w ogóle wypowiadając pierwsze dwa słowa.
 -Na pewno nie Isabellą. - Obydwie wpadłyśmy w śmiech.
 -Z dzwonkami. A raczej z płatkami dzwonków. Delikatne, słabe, takie które w każdym momencie mogą odpaść, odlecieć i się zgubić. - Nie brzmiało to dobrze, ale idealnie oddawało moją osobowość. Tak przynajmniej mi się zdawało. - Ale są piękne i takie melancholijne.
 -Myślałam że powiesz coś w stylu Big Ben albo coś.
 -Quasimodo - Wybuchła śmiechem.
 -Zaraz ci coś zrobię.
 -A tobie? Z czym kojarzy ci się moje imię? - Musiałam się chwilę zastanowić żeby odpowiedzieć, tym bardziej że w tym stanie było mi trudno myśleć.
 -Z linią horyzontu. Morze byłoby za proste. Jesteś... bezkresem. Dosłownie i w przenośni.
 -A może właśnie jestem zbyt prosta? Zbyt przewidywalna.
 -Czasami przewidywalność jest niezwykła. I to w tobie jest najbardziej zaskakujące.
 -Różnimy się od siebie bardziej niż to dopuszczalne. - Miała rację. Ktoś taki jak ona i ktoś taki jak ja, prawdopodobnie nie miałby prawa w ogóle się dogadać.
 -Ale to chyba dobrze. Dobrze że.. jesteśmy blisko siebie. Nawet jeśli nie potrwa to zbyt długo.
 -Z całą pewnością to nie będzie wieczność. Wszystko mija, gubi się i...
 -Umiera?
 -Odchodzi.
 -Ale teraz siedzimy tutaj dwie, naćpane i głupie. - Znowu się uśmiechnęła i pocałowała mnie w policzek.
 Nie wiedziałam ile tam siedziałyśmy, ale zaczęło się ściemniać i nagle zrobiłyśmy się strasznie głodne. Ze względu na to że do mnie było bliżej, a rodzice jeszcze nie wrócili, poszłyśmy do mojego domu. Rozebrałyśmy się do samych majtek, zjadłyśmy sałatkę warzywną, która była w lodówce. Nie miałyśmy już nawet siły się pocałować na dobranoc i od razu zasnęłyśmy w moim łóżku, przykryte do połowy białą pościelą.

***


 W końcu wzięłam się za ten rozdział, który miał się pojawić już prawie z miesiąc temu. Naprawdę nie potrafiłam się za to zabrać, pomysł mi zanikł, a koniec egzaminów okazał się jedynie początkiem kolejnej nauki do ostatnich prac klasowych, których jeszcze będzie dosyć sporo. Wszystko popsuło moje poczucie winny i właśnie przez to zdecydowałam się zmienić lekko przebieg historii i wprowadzić jednak Matt'a z powrotem do opowiadania. Wyrzucić tak postać... to byłoby bezduszne, tym bardziej takiego fajnego faceta. Buziaki. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz