Szliśmy już przez prawie 20 minut. Zatrzymywaliśmy się ciągle, przez moje zawroty głowy. Brakowało jeszcze tylko tego żebym zaczęła rzygać, chociaż trzeba było przyznać że strasznie mnie mdliło i miałam niezbyt ciekawy posmak w ustach. Pomimo tego krytycznego stanu, w którym byłam, dalej gnębiła mnie jedna myśl. Idę z nieznajomym facetem już kawał czasu, a nie znam nawet jego imienia. Cóż, typowe dla ryzykantki, którą tak bardzo pragnęłam być. Chłopak cały czas coś do mnie gadał, to gładził po plecach, to posyłał gorzki i pełen współczucia uśmiech.
-Na pewno nie chcesz iść do mnie? Skoro mówiłaś że rodzice wyjechali, to chyba nie jest najlepszy pomysł żebyś siedziała sama w domu.
-Na pewno nie. Poradzę sobie. - Upierałam się dalej. Nie wiem na ile mogło mi się to zdać, ale na pewno nie rzuciłam się tak bardzo w ten wir nieostrożności, żeby iść do domu obcego kolesia. Szlag. Znowu się zatrzymałam i ukucnęłam.
-To może wezwać taksówkę? Chociaż tyle?
-15 minut i jesteśmy u mnie, bez przesady. Naprawdę, dam sobie radę. Zresztą mogą iść dalej sama, dzięki za troskę. - Chciałam się podnieść, ale nie wiadomo jakbym tego nie pragnęła, nie mogłam. Doznałam nagłego skurczu w podbrzuszu. Istny koszmar. Nie miałam już nawet siły myśleć. On tylko spojrzał się na mnie z politowaniem i zniżył się do mojego poziomu.
-Słuchaj, wiem że to nie jest normalne, żeby iść do mieszkania z nowym kolegą i to jeszcze na noc, ale w twoim stanie, jest to jedyne, dobre wyjście. Bo do szpitala nie dasz się zaciągnąć na bank.
-Z tym ostatnim, to na bank masz racje. Z tym pierwszym...
-Czy to pierwsze, to nie byłoby w stylu, dziewczyny twojego typu?
-Słucham?
-Chcesz pobawić się w buntowniczą małolatę, bez hamulców. Alkohol, dragi, imprezy i seks. Zupełnie nowe doznania dla ciebie, prawda? Lecz, jest jedno ale - boisz się. Boisz się że nad sobą nie zapanujesz, w chwili, w której będziesz tego najbardziej potrzebowała. Co chcesz tym udowodnić? Nie jesteś nawet pijana, ani naćpana. Po paru godzinach w barze, gdzie twoja kumpela od razu odpłynęła. Nie chwalę tego, ale ty też się pogrążasz swoim zachowaniem.
-A kim ty jesteś żeby mnie oceniać? Zresztą sam nie jesteś zbytnio starszy, więc na chuj bierzesz udział w takim czymś? No po cholerę, no! - Rozpłakałam się, ale kontynuowałam. - Myślisz, że tylko dziewczyny mogą się krzywdzić, takim stylem życia? Że po takim czymś, grozi jedynie gwałt? Głupie stereotypy! Naprawdę, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak się mylisz.
-A ty, jaka jesteś naiwna. Po co chcesz się tak krzywdzić? Znajdź sobie chłopaka, najwyżej mu dawaj dupy, czasami wypij po kieliszku i uwierz że bycie buntowniczką ci się znudzi.
-Miałam. - Zamilkłam i przegryzłam zeschnięte wargi. Pomyślałam, że w sumie on się nie liczył.
-I czemu zerwaliście? To przez niego teraz bawisz się w takie coś?
-Bo ani on nie kochał mnie, ani ja jego. To był sztuczny związek. Bez przyszłości.
-To czemu tak bardzo odreagowujesz?
-To nie przez niego.
-To przez co, cholera! Nie mogę patrzeć jak laski robią sobie takie coś. Jak nie masz powodu, to wiedź że jesteś jeszcze większą kretynką, niż tą, za jaką cie miałem. - Wgapiłam się w niego.
-Bo życie po nic mi się znudziło.
-Ale takie życie nie jest dla ciebie na pewno. Słuchaj, mój kuzyn pracuje nad takimi sprawami. Codziennie ma powiadomienia o gwałtach, a ja mu pomagam w takich sprawach.
-W jakich?
-To nie jest zbyt przyjemny temat i na pewno nieodpowiedni na ten moment. Tak czy inaczej, wiem co dzieje się z takimi jak ty. To cię nie uszczęśliwi. - Przez chwilę zrobiło się cicho. Siedzieliśmy na krawężniku. Była 3:57. Wrzuciłam telefon do torby i ogarnęłam niedbale włosy.
-Odprowadzisz mnie do domu, wejdziesz, zrobię ci herbatę i mi wszystko powiesz, dobrze? - Zabrzmiałam trochę jakbym była nietrzeźwa. Oczy okropnie mi łzawiły i były z pewnością całe czerwone i padnięte, a powieki spuchnięte i sine. - Dobrze? - Powtórzyłam.
-Dobrze. - Nieznajomy złapał mnie za rękę i pomógł mi wstać.
-A no właśnie, jak masz na imię?
-A ty?
-Ty mi powiedź. - Spojrzałam się na niego i uśmiechnęłam, wyszczerzając zęby. Chyba jednak nie byłam zbyt ogarnięta, a już na pewno nie trzeźwa. Zaczęłam się śmiać.
Weszliśmy do przedpokoju. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam tak koszmarnie, że nie poznałam sama siebie. Udaliśmy się w stronę kuchni. Chłopak posadził mnie na krześle, a sam postanowił zająć się herbatą dla mnie. Chyba był ogarnięty w tych sprawach, bo nawet nie musiałam mu mówić gdzie co jest, a rodzinna kuchnia, była taka jak wszystkie inne. Bardzo przewidywalna. W takich sytuacjach, pospolitość była niezwykle pomocna.
-Lubisz miętową?
-Może być, nie będę wybrzydzać. W sumie to dawno nie piłam herbaty, nie wiem jaką lubię.
-Może powinnaś zacząć? Moja mama pracuje w tej branży?
-To znaczy, co robi?
-Ma firmę. Sprzedaje wszystkie herbaty świata, w tym firmową, nad którą sama pracowała.
-Ciekawe - Zaczęłam machać nóżkami jak dziecko. Od razu zrobiłam się żywsza, po pierwszym łyku. Chyba nigdy nie piłam, tak dobrej herbaty. - Pyszna.
-Cieszę się. - Patrzeliśmy się na siebie przez chwilę. Z wyglądu był nawet trochę przystojny i miał bardzo potężną sylwetkę.
-Pakujesz?
-Trochę. - Zakryłam twarz za kubkiem i dalej się na niego lampiłam. Próbowałam chociaż trochę, rozgryźć jego osobę. Odrobinka by mi wystarczyła. Miał ładne oczy. Może nie takie ładne jak Kendall, ale okropnie szczere.
-Opowiesz mi trochę o sobie? To niesprawiedliwe, że ty mnie rozgryzłeś do cna, a ja nie wiem o tobie nic, oprócz tego, że twoja mama sprzedaje herbatę i cię troszkę w tym podszkoliła. - Zaśmiał się.
-Jaki jest w tym sens?
-Jak to jaki? Jesteś intrygujący, więc chcę żebyś mi trochę pogadał o tym i o tamtym.
-Jestem wolontariuszem. - Znowu cisza.
-Nie spodziewałam się... co dokładnie chronisz, wspierasz?
-Takie naiwne babska jak ty. - To było dosyć nadzwyczajne. Nigdy się z czymś takim nie spotkałam. Rozsiedliśmy się na kanapie.
-Pracuję w AAR. W wolnym tłumaczeniu: "Akcja pomocy Gwałconym", tylko traktuj to poważnie, okey?
-Traktuje. - I tak się zaśmiałam. W życiu nie pomyślałam że jest coś takiego.
-Dlatego chodzę do takich miejsc. Dołączyłem do tego bajzlu rok temu.
-Czemu bajzlu? Co tam dokładnie robicie?
-Bo dużo z tym roboty i w większości przypadków, niestety, ale nie jest w ogóle opłacalna. W sensie, że nie ma żadnych efektów. Więcej wkładamy w to, niż pomagamy. Pomagam w ten sposób mojemu kuzynowi.
-No ale na czym to polega? Odbijacie dziewczyny gwałcicielom? - Niesamowicie mnie to zaciekawiło. Poczułam się głupio, przez to jak go wcześniej potraktowałam.
-Można tak powiedzieć. Robimy plakaty, ostrzegamy, prowadzimy zajęcia dla kobiet i takie różne. Ja jestem akurat w sekcji kontrolnej. Chodzę do takich miejsc i robię wykłady niepełnoletnim.
-To czemu ten twój kolega się schlał?
-Udawał. Pewnie teraz opiekuje się Abie i po jej wytrzeźwieniu, postara się wbić jej do głowy to samo, co ja tobie.
-Ale po co się tak troszczycie. Wiesz, że nie uratujesz każdej dziewczyny na ziemi, przed niechcianym aktem cielesnym. - Znowu na jego twarzy pojawił się uśmiech, a na mojej zakłopotanie.
-Ale chciałbym. Zresztą, wyciągnięcie ciebie z tego miejsca, dało mi dużo satysfakcji i powodu żeby przez cały następny tydzień, być z siebie dumnym. Do tego lokalu jutro przyjedzie policja i zamknie go i ukarze właściciela za sprzedawanie używek nieletnim.
-To jednak dużo robicie, tak w sumie jak na to patrzeć. Ale wiesz, nie lubię jak ktoś wchodzi do mojego życia z butami. To moja sprawa. Jak będę chciała się z kimś pieprzyć, to będę i koniec. Nic na to nie poradzisz.
-Ale gwałt, to nie jest pieprzenie z twojej własnej woli.
-Czemu jesteś taki przewrażliwiony na tym punkcie? - Posmutniał nagle. Mi też zrobiło się przykro, tym razem to ja trafiłam w jego słaby punkt, a nie powinnam. Być może wiele mu zawdzięczam.
-Dwa lata temu, jakiś skurwiel zgwałcił moją siostrę. To był istny psychol. Podciął jej prawie gardło i pozbawił palca u nogi. Cudem uszła z życiem. Przez pół roku siedziała w szpitalu psychiatrycznym, a potem musiałem znosić to że boi się mężczyzn, a w tym mnie. - To mnie kompletnie dobiło. Był tak naprawdę, w podobnej sytuacji do mojej.
-Przykro mi. Naprawdę...mi, przykro i... - Z moich oczu wylało się stado łez.
-Nie płacz. Spokojnie, dzisiaj jest ostatni dzień, kiedy mnie widzisz. O wszystkim zapomnisz, oprócz tego, że masz zmienić swoje podejście do życia i na siebie uważać, okey? - Wtuliłam się w niego i mocno złapałam jego koszulkę. Obcy facet. Mój stan. Moje okropne zachowanie. Nienawidziłam siebie z całego serca.
-Powiesz mi tylko w końcu, do cholery, jak masz na imię?
-Matt.
-Bell.
-Isabella? - Wkurwiłam się i uśmiechnęłam.
-Nie, Bell. Tak mam na imię.
-Dobrze Bell, a więc miło było mi cię poznać, a teraz zaniosę cię do łóżka i zniknę. - Wziął mnie na ręce i wszedł na górę. Zachowywał się zupełnie tak, jakby był w tym domu nie raz.
- Dobranoc.
-Kobieciarz z ciebie, wiesz?
-Wiem. - Ten uśmiech. Wiem że obiecałam, ale już nigdy go nie zapomniałam. Będzie mi dzwonił w sercu za każdym razem, kiedy pójdę do klubu. Oczywiście, dopiero po osiemnastce. Odpowiedziałam mu tym samym gestem i odpłynęłam w mgnieniu oka. Może to lepiej, że teraz kocham się z dziewczyną? Jakby tak zostało, przynajmniej dotrzymałabym słowa.
***
Napisany w chwilę. Poniosła mnie nagła wena. Takie rozdziały są chyba najlepsze, chociaż przez tą porę, są dość krótkie. Piszę, póki mam wolne, bo kolejny rozdział, pojawi się albo jutro, albo dopiero po moich egzaminach, czyli pod koniec kwietnia. Kwestia z tajemniczym panem, jest już zakończona. Wiem że nie dałam mu zbyt dużego pola do popisu, bo raczej w dalszym ciągu się już nie pojawi, ale znalazł się w tym opowiadaniu zupełnie niechcący, przez chwilowy brak pomysłu. Jestem ciekawa czy go polubiliście. Naprawdę, przybyło mi tyle wyświetleń, nawet za granicą, każdy post jest po równo obleciany, a nikt nie komentuje. Meh, nie chcę marudzić, ale trochę mnie to dołuje. Tak czy inaczej, trochę się rozpisałam, dobranoc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz