sobota, 15 sierpnia 2015

?10? Don't be that way


 Totalna chujoza. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz musiałam się budzić z takim trudem. Miałam na sobie tylko stanik i koronkowe majtki. Oczywiście zapomniałam włączyć ogrzewania i cała się telepałam. Sea siedziała w bluzie na parapecie ze słuchawkami w uszach. Pogoda oczywiście nie zachwycała. Wręcz przeciwnie, bo lało tak bardzo, że deszcz było słychać przez zamknięte okna. Ja również zarzuciłam na siebie coś ciepłego i wzięłam do ręki butelkę wody. 
 -Która godzina? - ziewnęłam. 
 -8:56. Nie myślałam że tak szybko wstaniesz. - uśmiechnęła się. Ja też się tego po niej nie spodziewałam. - Chcesz gdzieś pojechać? Ze mną? 
 -Zależy gdzie. - powiedziałam stanowczo ale wyszczerzyłam przy tym zęby. 
 -Jedziemy z pewną grupką za miasto nad jezioro. Trochę popić i odetchnąć. 
 -A ty robisz coś innego? - spytałam z ironią w głowie. Życie Sea wyglądało właśnie tak. Uciekanie od rzeczywistości było już jej rutyną. 
 -Nad jeziorem rzadko to robię. Koleżanka ma tam domek. Przerwała studia pół roku temu i dawno tam nie zaglądała, bo szukała nowego zajęcia.
 -A oprócz tej koleżanki, znasz kogoś z tej "grupki"? 
 -Pełno osób! 
  -O-oczywiście. - zachłysnęłam się. -Oczywiście, że nikogo nie znasz. Nikogo nigdy pewnie z nich nawet nie widziałaś. 
 -Nie widziałam jej nawet na żywo. Gadałyśmy tylko przez Skype'a. Poznałyśmy się jakiś czas temu na Facebook'u przez przypadek. Totalny zbieg okoliczności, ale wiem o niej wszystko. 
 -Przyjaźń przez internet? 
 -Nie, ona nie wie praktycznie niczego o mnie. Po prostu jest wylewna. To dlatego. - właśnie, ja też o niej nic nie wiedziałam. Nie wiedziałam jakie ma problemy i pragnienia, jakie ma plany na przyszłość. 
 -Sea...nikt o tobie nic nie wie. Pojawiasz się i znikasz i znowu się pojawiasz. Nie zależy ci na jakiejkolwiek trwałej relacji? Ode mnie też zaraz uciekniesz? 
 -Zgadza się. - cisza. Nie miałam odwagi powiedzieć nic więcej. Ubrałam czarne leginsy i wyszłam z pokoju. Z wielką chęcią trzasnęłabym drzwiami, ale nawet nie warzyłam się ich dotknąć. Zbiegłam po schodach. Rodzice nie wracali już któryś dzień. Sama nie miałam pojęcia, czy mi to przeszkadza czy jednak bardziej odpowiada. Sea wyprowadziła mnie z równowagi. Pewnie nawet ona zastanawiała się czy aby na pewno dobrze robi, działając w ten "sposób". Uciekała od wszystkiego najszybciej jak się da i nie pozostawiała po sobie znacznego śladu. Znaczy może i mi go zostawiła, w postaci przerwanej błony dziewiczej. Czy nie wolałabym zrobić tego z chłopakiem? Boże, nawet nie chciałam sobie tego przypominać. Przecież ona i tak odejdzie. 
 Zjadłyśmy razem śniadanie z ostatków jakie miałam w lodówce. Nie było już sensu robić zakupów, bo już wieczorem miałyśmy jechać z dwoma kolegami Camellien, bo tak miała na imię organizatorka imprezy. Sea przyjmowała zbyt szybko narzucane jej propozycje, ale ja zresztą też. 
 Spakowałam się i już o 11:31 byłyśmy w mieszkaniu dziewczyny. Wzięła tylko najpotrzebniejsze rzeczy i oczywiście swoją mini kosmetyczkę z pomadkami. Przesiedziałyśmy u niej całe popołudnie. Nawet nie odczuwałyśmy zbytnio głodu, chociaż po wczoraj powinnyśmy mieć niezłe gastro. Jak widać, nie tym razem. 
 Na dobrą sprawę, gdybyśmy odjęły nasze namiętne wpadki, można by było powiedzieć jak o dobrych przyjaciółkach. One jednak wszystko wykluczały i skreślały naszą niewinność. Tym razem nas w ogóle do siebie nie ciągnęło. Nawet odrobinę. Wszamałyśmy po jogurcie jagodowym z płatkami owsianymi i już o 17:10 przy klatce schodowej, stał dosyć stylowy, sportowy samochód. Z przodu siedziało dwóch chłopaków, jednak w ogóle nie byli w moim typie. Jeden miał dredy i kozią bródkę, a drugi był ostrzyżony prawie na łyso i trochę umięśniony. Muszę jednak przyznać że miał niezłe oczy. 
 Wsiadłyśmy na tyły auta, a Sea przybiła im żółwiki, mimo że nigdy wcześniej ich nie widziała. Ja jak to ja, przywitałam się nieśmiało i od razu sięgnęłam po telefon udając że z kimś piszę. Dziewczyna natomiast gadała z nimi przez blisko pół godziny po czym usnęła. Widać było, że wpadła w oko i jednemu i drugiemu. Co ciekawe, obydwoje mieli na imię Danny i byli w tym samym wieku, a mało tego wychowali się na tym samym podwórku. Także Danny #1 wydawał się trochę bardziej spoko niż Danny #2 z tego względu, że nie sprawiał wrażenia tak bardzo pewnego siebie jak ten drugi. Był idealnym przykładem optymisty i na okrągło się uśmiechał. Gdy Sea zasnęła, poprosił mnie, abym przykryła ją kocem, który leżał z tyłu mnie.
 -Jesteś głodna? - Danny #1 rzucił nagle do mnie swoim porywczym uśmiechem. Szczerze mówiąc tak blisko naszego miasta to nie było, bo podróż trwała już dobre 2 godziny, a na koniec trasy się nie zanosiło. 
 -Trochę. - burknęłam nieśmiało. 
 -Stary, zatrzymaj się przy następnej stacji. Księżniczka nam zaraz uśnie z głodu i będziemy mieli dylemat, który to powinien pierwszy ją pocałować. - puścił mi oczko, a ja się uśmiechnęłam. To było dziwne i urocze, ale cały czas bardziej dziwne. 
 -Nie musicie się zatrzymywać ze względu na mnie. Wytrzymam przecież. 
 -Nie nie, zresztą nic się nie stanie jak trochę szybciej zatankujemy. 
 -Jak wolicie. A tak na marginesie to ile jeszcze musimy tam jechać? 
 -Godzinę około chyba. Może troszeczkę mniej, ale to jedynie kwestia minut. 
 Naprawdę minęło zaledwie kilka minut, a my już staliśmy w miejscu. Wyszłam na świeże powietrze i odetchnęłam z ulgą. Danny #2 poszedł zapłacić za paliwo i kupić kilka rzeczy, natomiast Danny #1 postanowił poopierać się razem ze mną o płot za stacją. Dowiedziałam się naprawdę o kilku bardziej i mniej niezwykłych rzeczach. Na przykład w wieku 10 lat potrącił go pijany motocyklista, a on nawet po kilku tygodniowej operacji ledwo uszedł z życiem, bądź też jeszcze niedawno był zmuszony wcinać psie chrupki żeby namówić do tego swojego wygłodniałego pupila. Urocze i obleśne zarazem. Zaczęłam się zastanawiać jak to jest być tak wylewnym. Tak w sumie, to sama nie za wiele o sobie mówię, a już tym bardziej o rzeczach, o których wolałabym zapomnieć, a jest ich naprawdę dużo. Na szczęście, czasami naprawdę o nich zapominam. 
 Sea cały czas spała, a my póki co nie zamierzaliśmy się ruszyć. Chłopcy ciągle się wygłupiali i próbowali mnie jakoś rozbawić, więc musiałam wyglądać na naprawdę przybitą. Obcy ludzie czasami są świetni i w mgnieniu oka przestają być obcy.
 Po upływie 12 minut, wypaleniu 1/3 paczki papierosów i zjedzeniu energetycznych batoników postanowiliśmy wyruszyć dalej. Nie wiedziałam czy mam się martwić czy nie, ale Sea wyglądała tak, jakby nawet nie zamierzała się obudzić. Pomyślałam, że może mieć problemy z jazdą samochodem, albo po prostu jest niewyspana. Potrząsnęłam kilka razy jej ramieniem i wypowiedziałam jej imię dwukrotnie. 
 -Bell? - nareszcie. 
 -Czemu tak cię zgasiło? Jesteś głodna? - z pewnością zabrzmiałam jak nadopiekuńcza matka, jednak widok niewinnej Sea'y to było dla mnie za wiele. No tak, z całą pewnością nie mogłam być lesbijką. Od zawsze byłam i chciałam być tą bezbronną. Gdy widzę to w innych dziewczynach, to naprawdę mnie to irytuje jak nic innego na tym świecie. Po prostu musiałam mieć jakiegoś silnego i władczego faceta przy sobie. 
 -Nie, nie chcę nic. Przynajmniej się wyspałam. - jej głos był niesamowicie obojętny i lekceważący. Poczułam się zignorowana. 
 -W takim razie będziesz miała siłę pić przez całą noc. - burknęłam i nawet się na nią nie spojrzałam. Wręcz przeciwnie, opuściłam głowę w dół i zaczęłam zdrapywać lakier z paznokci. 
  Resztę drogi przejechaliśmy w milczeniu. Danny, jeden i drugi co jakiś czas coś tam do siebie szeptali, ale atmosfera była dość napięta. Trochę posmutniałam i szczerze się przejęłam. A Sea? Sea dalej próbowała zasnąć ze słuchawkami w uszach, ale po wielu próbach raczej jej to nie wyszło. Pewnie nawet przez chwilę o mnie nie pomyślała. 
 Gdy dotarliśmy na miejsce przywitała nas pani gospodarz. Była to miła dziewczyna, nieco niższa ode mnie z wyraźnymi rumieńcami na policzkach i karmelowych włosach o średniej długości. Oczy miała piwne z małymi źrenicami. Musiałą być nieźle wstawiona, bo nawet zapomniała się przedstawić i od razu zniknęła, przedtem życząc nam dobrej zabawy. Potem zastanowiłam się tylko przez chwilę, czy aby na pewno tutaj pasuję.

***







 Bardzo dziękuję każdemu kto z niecierpliwością wyczekiwał tego rozdziału. Napisałam go już dawno temu, jednak długo wahałam się nad jego dodaniem. Przez brak komentarzy i obserwatorów straciłam wiarę w to, czy komukolwiek się podoba to co tworzę. Nagły spadek pewności siebie przerodził się jednak, w niesamowitą energię do poprawienia swoich umiejętności. Bardzo bym chciała kontynuować tą historię, mimo że sama już się w niej pogubiłam. Mam nadzieję że forma szybko do mnie powróci i naprawię wszystkie błędy, jakie w tym opowiadaniu popełniłam. Proszę o subiektywne i szczere opinie i jeszcze raz dziękuję!





wtorek, 19 maja 2015

?9? Can I be close to you?

 Obudziłam się w swoim pokoju i zaczęłam analizować wątki. 11:27. Wtedy to właśnie, doszłam do wydarzeń z ostatniej nocy (ranka?) i szybko zbiegłam na dół po schodach. Na blacie leżał kubek po bajecznie dobrej herbacie, zrobionej przez... przez niego. Szlag. Zapomniałam imienia, o które walczyłam przez kilka bitych godzin. Zaczęłam przeszukiwać kontakty, jednak żaden nowy się nie pojawił. Co prawda, chłopak wspominał coś, żebym zapomniała o całej minionej sytuacji, a jedynie pamiętać o przekazie jaki próbował mi wpoić. Totalna porażka. Nie chciałam zapominać. I właśnie w tym momencie doszłam do wniosku, że cholernie szybko przywiązuję się do obcych ludzi i okazuję im zbyt wielki podziw. To było nie fair. Mógł zostawić cokolwiek po sobie, nawet głupi przepis na tą przepyszną herbatę.
 Biegałam po domu jak szalona i szukałam swoich ulubionych spodni. Przegryzłam dwa tosty z awokado i popiłam nektarem bananowym. Ogarnęłam się w łazience i rozpaczałam nad swoją zgubą, a raczej zgubami, bo spodnie także były moim istnym oczkiem w głowie. Ostatecznie założyłam na siebie szorty i trochę przy dużą, szarą bluzę. Chwyciłam torbę i wyszłam z domu. Od razu wykręciłam numer do Abie. Trochę czułam się winna, zostawiając ją z obcym gościem.
 -Halo?
 -Abie? Tutaj Bell. Jak się czujesz? Przepraszam że wczoraj zniknęłam bez słowa. - tłumaczyłam się.
 -Ojej nie przejmuj się! Oprócz kaca nic mi nie dolega. Ten miły koleś odprowadził mnie do domu i coś tam pierdolił o bezpieczeństwie. Szczerze mówiąc niezbyt dużo pamiętam, ale raczej wszystko jest okey. - powiedziała tak szybko, że ledwo nadążyłam z treścią.
 -A wiesz chociaż jak miał na imię? Zostawił ci jakieś swoje dane? - Zaczęłam dopytywać. W sumie to nie było takie głupie i jedyne co mogłam zrobić, żeby znaleźć tego idiotę.
 -Pamiętam tylko, że miał na imię Chris. Mówił też że mieszka niedaleko mnie, ale w sumie mógł ściemniać. Numeru, maila, ani niczego takiego mi nie zostawił. - Trochę mnie to zdołowało. Moja ostatnia nadzieja zdechła, a w dodatku bardziej wstawiona Abie, była wstanie zapamiętać jedno, głupie imię. Całkowicie zrezygnowana, pożegnałam się koleżanką i wrzuciłam telefon do torby.
 Szłam w kierunku domu Sea. Miałam wielką ochotę ochłonąć po tym wszystkim, dlatego zamiast autobusu, wybrałam piechotę. Nie wiedziałam w jakim celu chciałam się z nią spotkać. Nawet nie wiedziałam czy jest w domu. Doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że to ona powinna pierwsza do mnie zadzwonić, albo napisać. Była chyba jedną z nielicznych osób, którym ulegałam. O 12:49 stałam już pod jej klatką, jednak nie zamierzałam wcisnąć dzwonka. Usiadłam koło drzwi i napisałam sms'a.

B: Jesteś w domu?  12:50
S: Tak, a dokładniej siedzę w samych majtkach na balkonie 12:51
B: Chce ci się przejść? 12:51
S: Jasne hahaha jakiś dziad się na mnie gapi 12:53
B: Dziwisz mu sie? Pośpiesz sie, czekam przed klatą 12:55
S: Nie chcesz wejsc do środka? 12:55
B: Poczekam. 12:56
S: KK 12:57

 13:05. Podniosłam się i równo ze mną z klatki wyszła Sea z papierosem w ręku. 
 -Czemu nie chciałaś wejść? Nie jest dziś zbyt ciepło. - No tak racja, 16 stopni jak na sierpień to bardzo mało, a obydwie ubrane byłyśmy jak na plażę. Zrezygnowałam jednak z jej gościnności, ze względu, iż nie chciałam sobie przypominać o tym, co robiłyśmy w jej salonie.  
 -Tak jakoś. Chyba brakuje mi świeżego powietrza. 
 -Gdzie idziemy? - Włożyła fajkę do ust i odpaliła zapalniczkę. -Jesteś chętna na jakieś picie? Bo tak w sumie to mam takie chwilowe marzenie, żeby się porządnie schlać. Chyba nie mam nastroju. 
 -A ja chyba nie mam nastroju na picie. Przepraszam, ale nie dzisiaj. Możemy ewentualnie skoczyć po coś dla ciebie. - Zaoferowałam. Po wczoraj, nie miałam nawet ochoty patrzeć na alkohol. 
 -A papierosy? 
 -Też nie. 
 -A może LSD? Mój kumpel ma niezły towarek na stanie. - Upierała się. Chyba za wszelką cenę chciała mi wybić trzeźwość z głowy. 
 -Coś lżejszego? - Chyba uległam. 
 -Na pewno się znajdzie. - Uśmiechnęła się, wyrzuciła peta i złapała mnie za rękę. 
 Dotarłyśmy na zupełnie obce mi osiedle, które znajdowało się bliżej mojego, niż jej. Roiło się na nim od kremowych, beżowych i białych, odnowionych kamienic. Przez niezbyt ciekawą pogodę, ulice były puste, co przyprawiało mnie o dreszcze. Nie chciałam się w nic wplątywać, szczególnie po wykładzie tego idioty, ale przez to że nie zostawił po sobie ani śladu, miałam wielką chęć zrobić mu na złość. Działanie na przekór ludziom, to była chyba moja specjalność. Zaczęło delikatnie kropić, więc trochę przyśpieszyłyśmy tempa.
 -Czym byłaś tak zajęta przez ostatnie dwa dni? - Spytałam jej. Oczywiście była tylko jedna poprawna odpowiedź "miałam wiele spraw na głowie, ale teraz poświęcę go tylko tobie".
 -Miałam coś do załatwienia. Nie było to może aż tak szczególne, ale złapałam wczoraj doła i może nawet moje chęci do życia gdzieś się rozpłynęły.
 -Ale teraz jest okey? - Trochę mnie tym przestraszyła. Nawet nie podejrzewałam że ktoś tak pewny siebie jak ona, może mieć problemy tego typu.
 -Chyba tak. Właśnie dlatego chcę się upić, naćpać czy cokolwiek. Rozluźnić się. Najchętniej to cały czas chodziłabym na haju. - Zaśmiała się, ale mi wcale do śmiechu nie było. Mimo wszystko wymusiłam na moich ustach lekkie uniesienie się kącików ku górze. Przez to wszystko czułam się naprawdę dziwnie. Kompletnie nie mogłam dojść do tego czy mi na niej zależy czy nie. Za bardzo mnie zaskakiwała.
 Poczekałam na nią przed jednym z ogrodzonych bloków mieszkalnych. Ten akurat, zaliczał się do tych, które pierwszej świeżości nie były. Na pewno był starszy od pozostałych i byle jak wyremontowany o ile w ogóle do owego remontu doszło. Po kilkunastu minutach uchyliły się drzwi.
 -Nie mogłyśmy tego wziąć u niego? Zaraz pewnie będzie padać.
 -Nie będzie. Poza tym on też ma swoje zasady. - Trochę mnie to zdziwiło. Dilerom zazwyczaj zależało tylko na zarobku no i dotrzymaniu tajemnicy.
 -Niby jakie zasady? To tylko kilka gram holendry i jakieś piguły. - Zmarszczyłam brwi.
 -Jakbym nie miała z nim spoko relacji to pewnie dla niego też to byłyby jakieś tam mało szkodliwe dragi. Ale w moim wypadku... znam go parę dobrych lat. Kiedyś się we mnie bujał. Towar daje mi praktycznie za darmo, ale pod jednym warunkiem.
 -Że nie będziesz brać w jego obecności?
 -Dokładnie. - Wyjęła kolejnego papierosa z paczki. - Chyba jednak nie chce mi się palić. Wolę się już rozkoszować naszą zdobyczą, hehs.
 -Czemu to cie tak cieszy?
 -Bo to jedyne co nielegalne i dostępne. Zakazany owoc smakuje najlepiej. - Skądś to znałam. Sama kierowałam się tym "mottem", o ile w ogóle można było tak to nazwać. Klapnęłyśmy sobie kilka budynków dalej, za jakimś opuszczonym lokalem. Gdyby zaczęło lać, mogłybyśmy się tam skryć.
 -Co to jest tak na marginesie?
 -Poprosiłam o coś lekkiego, niezbyt groźnego i znośnego. Specjalnie dla ciebie. Tak jak chciałaś. - Spojrzałam się na nią ze skwaszoną miną. Przy niej byłam chyba najgrzeczniejszą dziewczynką na świecie, a przynajmniej tak się czułam. Sama wyjęła sobie woreczek z amfą i kartę kredytową z portfela. Łyknęłam dwie różowo-złotawe drażetki. Miały gorzki posmak, który natychmiast poczułam w całym swoim wnętrzu. Senność zaczęła mnie dobijać, a mrugałam chyba dwa razy częściej niż normalnie. Zanim się zorientowałam leżałam na ziemi i machałam nogami jak małe dziecko. Obydwie śmiałyśmy się niczym idiotki, którymi na dobrą sprawę byłyśmy. Oczywiście Sea nie byłaby sobą, gdyby nie wcisnęła by mi do organizmu jeszcze czegoś i to zdecydowanie mocniejszego. Byłam na granicy swojej świadomości. Nie wiem ile czasu minęło od pierwszej kapsułki, ale obraz mi się całkowicie rozmył i siedząc ponownie pod chropowatą ścianą, poczułam się jakbym zapomniała o wydarzeniach sprzed chwili. Sea gładziła mnie po udach i szczerzyła zęby w moją stroną. Przegryzłam wargę i usiadłam na niej, przy okolicach jej miednicy. Gryzłam jej język tak mocno, że aż piszczała. W dodatku ciągnęłam ją za włosy z całej siły, a ona wbijała swoje ostre paznokcie w moje plecy, a potem pośladki. Robiłyśmy sobie więcej krzywdy, niż sprawiałyśmy przyjemności, jednak w tej chwili było to mega podniecające. Poczułam jak się trzęsie. Już zupełnie nie wiedziałam co robię. Zeszłam z niej i zaczęłam płakać.
 -Ejej, Bell. - Spojrzała się na mnie z dziwnym wyrazem twarzy. Miałam czarne plamy przed oczami i przymykałam co chwilę oczy. Coraz bardziej łzawiły mi oczy. - Bell, wszystko gra?
 -Nic nie gra, szumi mi w uszach, dwoi się oczach, nic nie mogę zobaczyć... nie chcę tego, nie chcę! - Wydarłam się głośno jak nigdy. Jęczałam z bólu, który opanował całe moje ciało.
 -Będzie dobrze... okey? - Powiedziała to z takim wyraźnym spokojem, że moje wszystkie zmysły się wygasiły. Uodporniłam się na wszystkie czynniki zewnętrzne. Siedziałyśmy kilka minut w ciszy.
 -Z czym ci się kojarzy moje imię? - Strasznie się zmęczyłam w ogóle wypowiadając pierwsze dwa słowa.
 -Na pewno nie Isabellą. - Obydwie wpadłyśmy w śmiech.
 -Z dzwonkami. A raczej z płatkami dzwonków. Delikatne, słabe, takie które w każdym momencie mogą odpaść, odlecieć i się zgubić. - Nie brzmiało to dobrze, ale idealnie oddawało moją osobowość. Tak przynajmniej mi się zdawało. - Ale są piękne i takie melancholijne.
 -Myślałam że powiesz coś w stylu Big Ben albo coś.
 -Quasimodo - Wybuchła śmiechem.
 -Zaraz ci coś zrobię.
 -A tobie? Z czym kojarzy ci się moje imię? - Musiałam się chwilę zastanowić żeby odpowiedzieć, tym bardziej że w tym stanie było mi trudno myśleć.
 -Z linią horyzontu. Morze byłoby za proste. Jesteś... bezkresem. Dosłownie i w przenośni.
 -A może właśnie jestem zbyt prosta? Zbyt przewidywalna.
 -Czasami przewidywalność jest niezwykła. I to w tobie jest najbardziej zaskakujące.
 -Różnimy się od siebie bardziej niż to dopuszczalne. - Miała rację. Ktoś taki jak ona i ktoś taki jak ja, prawdopodobnie nie miałby prawa w ogóle się dogadać.
 -Ale to chyba dobrze. Dobrze że.. jesteśmy blisko siebie. Nawet jeśli nie potrwa to zbyt długo.
 -Z całą pewnością to nie będzie wieczność. Wszystko mija, gubi się i...
 -Umiera?
 -Odchodzi.
 -Ale teraz siedzimy tutaj dwie, naćpane i głupie. - Znowu się uśmiechnęła i pocałowała mnie w policzek.
 Nie wiedziałam ile tam siedziałyśmy, ale zaczęło się ściemniać i nagle zrobiłyśmy się strasznie głodne. Ze względu na to że do mnie było bliżej, a rodzice jeszcze nie wrócili, poszłyśmy do mojego domu. Rozebrałyśmy się do samych majtek, zjadłyśmy sałatkę warzywną, która była w lodówce. Nie miałyśmy już nawet siły się pocałować na dobranoc i od razu zasnęłyśmy w moim łóżku, przykryte do połowy białą pościelą.

***


 W końcu wzięłam się za ten rozdział, który miał się pojawić już prawie z miesiąc temu. Naprawdę nie potrafiłam się za to zabrać, pomysł mi zanikł, a koniec egzaminów okazał się jedynie początkiem kolejnej nauki do ostatnich prac klasowych, których jeszcze będzie dosyć sporo. Wszystko popsuło moje poczucie winny i właśnie przez to zdecydowałam się zmienić lekko przebieg historii i wprowadzić jednak Matt'a z powrotem do opowiadania. Wyrzucić tak postać... to byłoby bezduszne, tym bardziej takiego fajnego faceta. Buziaki. 



niedziela, 5 kwietnia 2015

?8? I will be wild like a child


 Szliśmy już przez prawie 20 minut. Zatrzymywaliśmy się ciągle, przez moje zawroty głowy. Brakowało jeszcze tylko tego żebym zaczęła rzygać, chociaż trzeba było przyznać że strasznie mnie mdliło i miałam niezbyt ciekawy posmak w ustach. Pomimo tego krytycznego stanu, w którym byłam, dalej gnębiła mnie jedna myśl. Idę z nieznajomym facetem już kawał czasu, a nie znam nawet jego imienia. Cóż, typowe dla ryzykantki, którą tak bardzo pragnęłam być. Chłopak cały czas coś do mnie gadał, to gładził po plecach, to posyłał gorzki i pełen współczucia uśmiech. 
 -Na pewno nie chcesz iść do mnie? Skoro mówiłaś że rodzice wyjechali, to chyba nie jest najlepszy pomysł żebyś siedziała sama w domu. 
 -Na pewno nie. Poradzę sobie. - Upierałam się dalej. Nie wiem na ile mogło mi się to zdać, ale na pewno nie rzuciłam się tak bardzo w ten wir nieostrożności, żeby iść do domu obcego kolesia. Szlag. Znowu się zatrzymałam i ukucnęłam. 
 -To może wezwać taksówkę? Chociaż tyle? 
 -15 minut i jesteśmy u mnie, bez przesady. Naprawdę, dam sobie radę. Zresztą mogą iść dalej sama, dzięki za troskę. - Chciałam się podnieść, ale nie wiadomo jakbym tego nie pragnęła, nie mogłam. Doznałam nagłego skurczu w podbrzuszu. Istny koszmar. Nie miałam już nawet siły myśleć. On tylko spojrzał się na mnie z politowaniem i zniżył się do mojego poziomu. 
 -Słuchaj, wiem że to nie jest normalne, żeby iść do mieszkania z nowym kolegą i to jeszcze na noc, ale w twoim stanie, jest to jedyne, dobre wyjście. Bo do szpitala nie dasz się zaciągnąć na bank. 
 -Z tym ostatnim, to na bank masz racje. Z tym pierwszym...
 -Czy to pierwsze, to nie byłoby w stylu, dziewczyny twojego typu? 
 -Słucham? 
 -Chcesz pobawić się w buntowniczą małolatę, bez hamulców. Alkohol, dragi, imprezy i seks. Zupełnie nowe doznania dla ciebie, prawda? Lecz, jest jedno ale - boisz się. Boisz się że nad sobą nie zapanujesz, w chwili, w której będziesz tego najbardziej potrzebowała. Co chcesz tym udowodnić? Nie jesteś nawet pijana, ani naćpana. Po paru godzinach w barze, gdzie twoja kumpela od razu odpłynęła. Nie chwalę tego, ale ty też się pogrążasz swoim zachowaniem.
 -A kim ty jesteś żeby mnie oceniać? Zresztą sam nie jesteś zbytnio starszy, więc na chuj bierzesz udział w takim czymś? No po cholerę, no! - Rozpłakałam się, ale kontynuowałam. - Myślisz, że tylko dziewczyny mogą się krzywdzić, takim stylem życia? Że po takim czymś, grozi jedynie gwałt? Głupie stereotypy! Naprawdę, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak się mylisz.
 -A ty, jaka jesteś naiwna. Po co chcesz się tak krzywdzić? Znajdź sobie chłopaka, najwyżej mu dawaj dupy, czasami wypij po kieliszku i uwierz że bycie buntowniczką ci się znudzi. 
 -Miałam. - Zamilkłam i przegryzłam zeschnięte wargi. Pomyślałam, że w sumie on się nie liczył.
 -I czemu zerwaliście? To przez niego teraz bawisz się w takie coś? 
 -Bo ani on nie kochał mnie, ani ja jego. To był sztuczny związek. Bez przyszłości. 
 -To czemu tak bardzo odreagowujesz? 
 -To nie przez niego. 
 -To przez co, cholera! Nie mogę patrzeć jak laski robią sobie takie coś. Jak nie masz powodu, to wiedź że jesteś jeszcze większą kretynką, niż tą, za jaką cie miałem. - Wgapiłam się w niego. 
 -Bo życie po nic mi się znudziło. 
 -Ale takie życie nie jest dla ciebie na pewno. Słuchaj, mój kuzyn pracuje nad takimi sprawami. Codziennie ma powiadomienia o gwałtach, a ja mu pomagam w takich sprawach. 
 -W jakich? 
 -To nie jest zbyt przyjemny temat i na pewno nieodpowiedni na ten moment. Tak czy inaczej, wiem co dzieje się z takimi jak ty. To cię nie uszczęśliwi. - Przez chwilę zrobiło się cicho. Siedzieliśmy na krawężniku. Była 3:57. Wrzuciłam telefon do torby i ogarnęłam niedbale włosy. 
 -Odprowadzisz mnie do domu, wejdziesz, zrobię ci herbatę i mi wszystko powiesz, dobrze? - Zabrzmiałam trochę jakbym była nietrzeźwa. Oczy okropnie mi łzawiły i były z pewnością całe czerwone i padnięte, a powieki spuchnięte i sine. - Dobrze? - Powtórzyłam. 
 -Dobrze. - Nieznajomy złapał mnie za rękę i pomógł mi wstać. 
 -A no właśnie, jak masz na imię? 
 -A ty? 
 -Ty mi powiedź. - Spojrzałam się na niego i uśmiechnęłam, wyszczerzając zęby. Chyba jednak nie byłam zbyt ogarnięta, a już na pewno nie trzeźwa. Zaczęłam się śmiać. 

 Weszliśmy do przedpokoju. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam tak koszmarnie, że nie poznałam sama siebie. Udaliśmy się w stronę kuchni. Chłopak posadził mnie na krześle, a sam postanowił zająć się herbatą dla mnie. Chyba był ogarnięty w tych sprawach, bo nawet nie musiałam mu mówić gdzie co jest, a rodzinna kuchnia, była taka jak wszystkie inne. Bardzo przewidywalna. W takich sytuacjach, pospolitość była niezwykle pomocna. 
 -Lubisz miętową? 
 -Może być, nie będę wybrzydzać. W sumie to dawno nie piłam herbaty, nie wiem jaką lubię. 
 -Może powinnaś zacząć? Moja mama pracuje w tej branży? 
 -To znaczy, co robi? 
 -Ma firmę. Sprzedaje wszystkie herbaty świata, w tym firmową, nad którą sama pracowała. 
 -Ciekawe - Zaczęłam machać nóżkami jak dziecko. Od razu zrobiłam się żywsza, po pierwszym łyku. Chyba nigdy nie piłam, tak dobrej herbaty. - Pyszna. 
 -Cieszę się. - Patrzeliśmy się na siebie przez chwilę. Z wyglądu był nawet trochę przystojny i miał bardzo potężną sylwetkę. 
 -Pakujesz? 
 -Trochę. - Zakryłam twarz za kubkiem i dalej się na niego lampiłam. Próbowałam chociaż trochę, rozgryźć jego osobę. Odrobinka by mi wystarczyła. Miał ładne oczy. Może nie takie ładne jak Kendall, ale okropnie szczere. 
 -Opowiesz mi trochę o sobie? To niesprawiedliwe, że ty mnie rozgryzłeś do cna, a ja nie wiem o tobie nic, oprócz tego, że twoja mama sprzedaje herbatę i cię troszkę w tym podszkoliła. - Zaśmiał się. 
 -Jaki jest w tym sens? 
 -Jak to jaki? Jesteś intrygujący, więc chcę żebyś mi trochę pogadał o tym i o tamtym. 
 -Jestem wolontariuszem. - Znowu cisza. 
 -Nie spodziewałam się... co dokładnie chronisz, wspierasz? 
 -Takie naiwne babska jak ty. - To było dosyć nadzwyczajne. Nigdy się z czymś takim nie spotkałam. Rozsiedliśmy się na kanapie. 
 -Pracuję w AAR. W wolnym tłumaczeniu: "Akcja pomocy Gwałconym", tylko traktuj to poważnie, okey? 
 -Traktuje. - I tak się zaśmiałam. W życiu nie pomyślałam że jest coś takiego. 
 -Dlatego chodzę do takich miejsc. Dołączyłem do tego bajzlu rok temu. 
 -Czemu bajzlu? Co tam dokładnie robicie? 
 -Bo dużo z tym roboty i w większości przypadków, niestety, ale nie jest w ogóle opłacalna. W sensie, że nie ma żadnych efektów. Więcej wkładamy w to, niż pomagamy. Pomagam w ten sposób mojemu kuzynowi. 
 -No ale na czym to polega? Odbijacie dziewczyny gwałcicielom? - Niesamowicie mnie to zaciekawiło. Poczułam się głupio, przez to jak go wcześniej potraktowałam. 
 -Można tak powiedzieć. Robimy plakaty, ostrzegamy, prowadzimy zajęcia dla kobiet i takie różne. Ja jestem akurat w sekcji kontrolnej. Chodzę do takich miejsc i robię wykłady niepełnoletnim. 
 -To czemu ten twój kolega się schlał? 
 -Udawał. Pewnie teraz opiekuje się Abie i po jej wytrzeźwieniu, postara się wbić jej do głowy to samo, co ja tobie. 
 -Ale po co się tak troszczycie. Wiesz, że nie uratujesz każdej dziewczyny na ziemi, przed niechcianym aktem cielesnym. - Znowu na jego twarzy pojawił się uśmiech, a na mojej zakłopotanie.
 -Ale chciałbym. Zresztą, wyciągnięcie ciebie z tego miejsca, dało mi dużo satysfakcji i powodu żeby przez cały następny tydzień, być z siebie dumnym. Do tego lokalu jutro przyjedzie policja i zamknie go i ukarze właściciela za sprzedawanie używek nieletnim. 
 -To jednak dużo robicie, tak w sumie jak na to patrzeć. Ale wiesz, nie lubię jak ktoś wchodzi do mojego życia z butami. To moja sprawa. Jak będę chciała się z kimś pieprzyć, to będę i koniec. Nic na to nie poradzisz. 
 -Ale gwałt, to nie jest pieprzenie z twojej własnej woli. 
 -Czemu jesteś taki przewrażliwiony na tym punkcie? - Posmutniał nagle. Mi też zrobiło się przykro, tym razem to ja trafiłam w jego słaby punkt, a nie powinnam. Być może wiele mu zawdzięczam. 
 -Dwa lata temu, jakiś skurwiel zgwałcił moją siostrę. To był istny psychol. Podciął jej prawie gardło i pozbawił palca u nogi. Cudem uszła z życiem. Przez pół roku siedziała w szpitalu psychiatrycznym, a potem musiałem znosić to że boi się mężczyzn, a w tym mnie. - To mnie kompletnie dobiło. Był tak naprawdę, w podobnej sytuacji do mojej. 
 -Przykro mi. Naprawdę...mi, przykro i... - Z moich oczu wylało się stado łez. 
 -Nie płacz. Spokojnie, dzisiaj jest ostatni dzień, kiedy mnie widzisz. O wszystkim zapomnisz, oprócz tego, że masz zmienić swoje podejście do życia i na siebie uważać, okey? - Wtuliłam się w niego i mocno złapałam jego koszulkę. Obcy facet. Mój stan. Moje okropne zachowanie. Nienawidziłam siebie z całego serca. 
 -Powiesz mi tylko w końcu, do cholery, jak masz na imię? 
 -Matt.
 -Bell. 
 -Isabella? - Wkurwiłam się i uśmiechnęłam. 
 -Nie, Bell. Tak mam na imię. 
 -Dobrze Bell, a więc miło było mi cię poznać, a teraz zaniosę cię do łóżka i zniknę. - Wziął mnie na ręce i wszedł na górę. Zachowywał się zupełnie tak, jakby był w tym domu nie raz. 
 - Dobranoc. 
 -Kobieciarz z ciebie, wiesz? 
 -Wiem. - Ten uśmiech. Wiem że obiecałam, ale już nigdy go nie zapomniałam. Będzie mi dzwonił w sercu za każdym razem, kiedy pójdę do klubu. Oczywiście, dopiero po osiemnastce. Odpowiedziałam mu tym samym gestem i odpłynęłam w mgnieniu oka. Może to lepiej, że teraz kocham się z dziewczyną? Jakby tak zostało, przynajmniej dotrzymałabym słowa.
***


 Napisany w chwilę. Poniosła mnie nagła wena. Takie rozdziały są chyba najlepsze, chociaż przez tą porę, są dość krótkie. Piszę, póki mam wolne, bo kolejny rozdział, pojawi się albo jutro, albo dopiero po moich egzaminach, czyli pod koniec kwietnia. Kwestia z tajemniczym panem, jest już zakończona. Wiem że nie dałam mu zbyt dużego pola do popisu, bo raczej w dalszym ciągu się już nie pojawi, ale znalazł się w tym opowiadaniu zupełnie niechcący, przez chwilowy brak pomysłu. Jestem ciekawa czy go polubiliście. Naprawdę, przybyło mi tyle wyświetleń, nawet za granicą, każdy post jest po równo obleciany, a nikt nie komentuje. Meh, nie chcę marudzić, ale trochę mnie to dołuje. Tak czy inaczej, trochę się rozpisałam, dobranoc.


czwartek, 2 kwietnia 2015

?7? Sad princess

 Przeleżałam w łóżku połowę dnia, razem z dwoma litrami mleka kokosowego, małą flaszeczką wódki i paczką ulubionych fajek. W ciągu 5 godzin wypaliłam ich chyba z siedem. Kręciło mi się w głowie nie ubłagalnie. Sama nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Nie odczuwałam głodu. Było mi niedobrze i w ogóle źle. Nie tak, jak powinno być, po tej bajecznej nocy z Sea. Problem ewidentnie tkwił we mnie. Nie mogłam cieszyć się, właśnie tym, co powinno sprawiać mi radość. Wolałam się dołować i płakać, zamknięta w ogromnym, pustym domu.
 18:26. Gdy humor minimalnie mi się poprawił, czapnęłam laptopa i opatulona kocem i śmierdząca dymem tytoniowym, postanowiłam czymś się zająć, a mogło to być cokolwiek. Nienawidziłam momentów załamania. Miałam jej częściej, niż myślałam. Naprawdę, nie potrafiłam zrozumieć, skomplikowanej budowy mojego umysłu, a raczej serca. Raczej już nigdy nie pojmę tych narządów.
 Po około 20 minutach postanowiłam się za siebie wziąć. Wstałam i podeszłam do lustra. Oczy miałam przemęczone, smutne i puste. Rozmazany makijaż pokrywał moje blade policzki. Usta wyschnięte i popękane. Nie miałam na nic ochoty. Wszystko mi zbrzydło, a tym bardziej własny widok. Zbrzydli mi moi rodzice, Kendall i Sea. Czułam się oszukana przez życie. Wiedziałam, że nikomu nie mogę tak naprawdę ufać. W sumie pomyślałam nawet, że fajnie byłoby pobawić się innymi, tak jak oni bawili się mną.
 Zaczęłam ogarniać włosy, potem sięgnęłam po mleczko do demakijażu i zmyłam całą tapetę. Rozebrałam się do majtek i wyjęłam z szafy szare rurki i niebieski, sprany crop top. Zarzuciłam na to cienką, sportową kurtkę i ubrałam białe adidasy. Pomalowałam się od nowa, mocniej niż wcześniej i rozczesałam szopę na głowie. Wykręciłam numer.
 -Halo? - Odezwał się trochę szorstki, ale damski głos. To była Abigail. Wiecznie imprezująca, szalona blondynka z mojej klasy. Nawet nieźle się dogadywałyśmy, ale nigdy nie chciałam zbytnio się wychylać z jakimikolwiek "wejściówkami".
 -Hej Abie, Bell z tej strony, przeszkadzam?
 -No co ty, chyba od trzech dni siedzę sama w domu. - Zdziwiło mnie to bardzo, bo zawsze sprawiała wrażenie osoby, która nie może pozwolić sobie na taką bezczynność, ale cóż, pewnie miała powód.
 -A chcesz coś dla odmiany dzisiaj porobić? Klub, domówka i te sprawy?
 -Jasne! Wszystkie koleżanki zrobiły mi się sztywne i żadna nie chce nigdzie wyjść od tygodnia, a z samymi chłopakami boję się chodzić. Dzisiaj bodajże o 21 coś się zaczyna, wpaść po ciebie? - mówiła tak szybko, że nie mogłam nadążyć. Zaczęłam się cicho śmiać i przytaknęłam.
 -Okej, to bądź za około godzinę. Ja w sumie już jestem gotowa do wyjścia.
 -Nie ma sprawy, mogę być nawet szybciej. Do zobaczenia. - Rozłączyłam się. Ponownie rzuciłam się na łóżko. Moje szczęście było nieopisane. W końcu zaczęłam robić śmiałe kroki w przód.
 Chwilę po tym jak popsikałam się perfumami, usłyszałam dzwonek do drzwi. Zgasiłam światła i zbiegłam na dół. 20:12. Przytuliłam się z Abiegail i posłałam jej uśmiech. Wyglądała na wyraźnie podjaraną. Dla niej, parę tygodni bez takiej rozrywki, musiało być prawdziwą udręką.
 -Ale wyglądasz, wow. Na pewno kogoś wyrwiesz. - Wyszczerzyła zęby. Sama była świetnie ubrana i uczesana, nawet lepiej ode mnie.
 -Dzięki, ale jakoś mi na tym nie zależy.
 -Haha, każda tak mówi. Zobaczysz. Spotkasz swojego księcia z bajki. - Spojrzała się na mnie przenikliwym wzrokiem i uśmiechając się, przegryzła wydatne wagi.
 -Daj spokój. Już jednego miałam i nie był mi pisany. Równie dobrze... - Przerwałam. Nie chciałam tego powiedzieć. Nie chciałam powiedzieć, że mogło go nie być. To nie byłoby okey, względem niego.
 -Cierpisz po rozstaniu z Kendallem? Zawsze miałaś go gdzieś, ale nie zdziwiłabym się jakby jednak się dla ciebie liczył. W końcu tak bardzo do siebie pasowaliście.
 -Nie pasowaliśmy wcale. Dwa zupełnie inne charaktery. W dodatku nasz związek to był jeden wielki żart. Wydaje ci się, że po czymś takim można cierpieć?
 -W sumie to tak. Nie jestem specjalistką od długotrwałych związków, ale myślę że coś w tym jest. Jakby cie nie kochał, to by ci nie powiedział prawdy.
 -Najzwyczajniej w świecie wzięło go poczucie winy. Zresztą, gdy mi to mówił, nawet nie ogarnął mnie smutek. Cieszyłam się, że to nie ja będę tą, która złamie serce drugiej stronie. Chociaż, zawsze miałam wątpliwości co do jego uczuć, względem mnie. Był strasznie ostrożny.
 -Bo się o ciebie troszczył.
 -Albo starał się, żeby tak to wyglądało.
 -Ehh, Bell... posłuchaj. Nie odpowiadaj za niego. Powiedział ci kiedykolwiek że cie nie kocha? - Musiałam się zastanowić. Cofnąć w czasie i podsumować, jego każde słowo. Przez chwilę zrobiło się cicho. Klub był niedaleko mojego osiedla, więc droga nie trwała długo. Abie chyba odpuściła, bo pomyślała, że chciałam na chwilę zostawić ten temat.
 Weszłyśmy do środka. We wnętrzu lokalu śmierdziało wszystkich czym się dało. Przed nami stała masa ludzi, którzy już wydawali się nie być w najlepszym stanie trzeźwości. Zapłaciłyśmy za wejście i podeszłyśmy do baru. Muzyka grała. Kawałek Rihanny Bitch Better Have My Money, podkreślał klit miejsca. Zamówiłyśmy sobie po drinku i udałyśmy się w stronę parkietu. Tańczyłyśmy przez chwilę z jakimiś widocznie, zjaranymi gostkami, ale szybko zrezygnowałyśmy ze względu na nasze bezpieczeństwo.
 Dochodziła 23:10. Byłyśmy nieco zjechane. Podeszli do nas dwaj chłopacy. Mieli mniej więcej około 19 lat i w przeciwieństwie do reszty towarzystwa, wyglądali na porządnych, ale i podejrzanych. Pierwszy z nich, to był Matt. Wysoki blondyn, od początku zapatrzony w moją koleżankę. Nic dziwnego że wpadła mu w oko. Natychmiast zaatakowała go swoją pozytywną energią, którą zwiększyła kolejną dawką kokainy i wódki. Obydwoje poszli tańczyć gdzieś pod ścianą, natomiast ja z drugim panem, wyszłam na zewnątrz, gdyż zrobiło mi się strasznie słabo.
 -Chcesz? - Wyciągnął w moją stronę paczkę z papierosami. Spojrzałam się na niego z niesmakiem i wysunęłam jednego peta. Wsadziłam go do ust i odpaliłam brokatową zapalniczkę. Zaciągnęłam się.
 -Jest ci niedobrze i jeszcze palisz? - Zaśmiał się.
 -Dzisiaj wypaliłam jakieś dwie paczki w ciągu kilku godzin.
 -Ja pierdole... dziewczyno co ty ze sobą robisz?
 -Sam palisz.
 -Tą paczkę mam od dwóch miesięcy. - Jakoś to do mnie nie przemawiało.
 -Chcesz wrócić do domu? Brałaś coś wcześniej?
 -A ty masz ochotę chyba pobawić się w troskliwego tatusia, daj spokój.
 -No twój zapewne do najbardziej troskliwych nie należy. - Wkurwiłam się. Podeszłam do niego i przywaliłam mu płaskiego z całej siły. Jego policzek zrobił się cały czerwony.
 -Przepraszam, masz racje. Pójdę już. - Popatrzyłam na niego jeszcze przez chwilę. Miał piwne, duże oczy. Dalej nie znałam jego imienia i jakaś część mnie chciała go o nie zapytać. Powstrzymałam się jednak. Strasznie go potraktowałam.
 -Nie masz za co, w sumie się spodziewałem że tak zareagujesz. Odprowadzić cię?
 -Jesteś bezczelny.
 -Wiem o tym. To jak? - Wyszczerzył się. Chciałam jeszcze raz go uderzyć.
 -A co z Abiegail? Chyba nie myślisz że zostawię ją z twoim napalonym kolegą.
 -Matt to porządny facet, w życiu nie wykorzystałby dziewczyny, tym bardziej w takim stanie. Pewnie też ją odprowadzi, albo wezwie jej taksówkę. - Nie mogłam mu zaufać, ale bardziej nie miałam siły ufać samej sobie.
 -A co jeśli kłamiesz? Nawet nie wiem jak masz na imię.
 -A czy imię jest ważne. Ja twojego też nie znam. I nie jest mi póki co zbyt potrzebne do szczęścia.
 -Ty...naprawę, jesteś bezczelny.
 -Ja tylko próbuję uratować smutną księżniczkę w potrzebie. - Ponownie się uśmiechnął. Nikt mnie chyba jeszcze tak nie irytował jak on. 

***



 Po kilku tygodniach w końcu jest. Zupełnie nie mogłam zabrać się za pisanie i przede wszystkim przez nadmiar nauki, nie miałam okazji ani czasu. Nie jestem z niego zadowolona, praktycznie co chwilę musiałam zmieniać pomysł i nie wiem czy w końcu wybrałam najlepsze rozwiązanie. Tak czy inaczej, oczekujcie następnych i komentujcie. Informuję również tych, którzy nie zauważyli, że dodałam nową stronę "postacie". W tym rozdziale pojawiło się parę nowych buziek, ale zdradzę że nie będę one kluczowe w opowiadaniu, więc pewnie nie dodam ich do spisu.

środa, 11 marca 2015

?6? take my hand

 Szłyśmy razem powoli chodnikiem, niedaleko małego "prawie parku". Trzymałyśmy się za ręce i co chwile posyłałyśmy sobie słodkie buziaki. Słodkie w dosłownym słowa tego znaczeniu, gdyż wzięłyśmy ze sobą garstkę smakowych pomadek i błyszczyków różnej maści, jakie tylko znalazłyśmy u Sea'y. Było około 6 rano, dlatego na ulicach nie było jeszcze nikogo. Byłyśmy więc zupełnie wyluzowane i nie martwiłyśmy się że ktoś mógłby na nas krzywo patrzeć, chociaż Ameryka i tak jest dość tolerancyjnym krajem. Ze względu na tą wczesną porę, musiałam na moją paskowaną sukienkę, zarzucić czarną, zakładaną przez głowę bluzę, która należała do dziewczyny. Ona miała zaś na sobie, dżinsową koszulę i leginsy do kostek w etniczne wzorki. Mimo że Sea, nie wyglądała na przesadzoną modnisię, uwielbiała podążać za trendami i jednocześnie przy tym tworzyć stylizacje, w których było jej dobrze. Ja za zakupami nie przepadałam, jednak szczerzę przyznawałam się nie jednokrotnie o tym, że lubię się stroić. Oczywiście tylko wtedy, gdy zachodziła taka potrzeba.
 Łaziłyśmy na zmianę po krawężniku, co chwilę z niego spadając lub potykając się. Zachowywałyśmy się jak małe dziewczynki, ale w jakiś sposób nas to bawiło. Szybko znalazłyśmy wspólny język i raz na zawsze przestałyśmy się przy sobie krępować. Dochodziła 7.
 -Bell, pójdziemy dzisiaj na watę cukrową? - Zamarłam. Nie lubiłam wracać do tego tematu, bo naprawdę źle wspominałam tą niebieską, przesłodzoną wełnę na patyku.
 -Nie masz ochoty na coś innego? Po co masz truć się takimi szkodliwymi gównami?
 -A po co ty trujesz się tanim tytoniem, czystą wódą i dragami? - Znowu poczułam się jakbym ogłuchła. To było przykre. Sama nie wiedziałam po co mi to wszystko było i dlaczego to mi tak bardzo przypadło do gustu?
 -Bo to uzależnia? - Palnęłam.
 -Nie, bo to ty chcesz się od tego uzależnić, bo wiesz że jest to możliwe. 
 -Nie rozumiem. - Tak naprawdę rozumiałam. Uzależnianie się od używek było przyjemne. Bycie uzależnionym - niekoniecznie. 
 -Tak samo i ja, chcę się uzależnić, ale od waty cukrowej. Jest mniej niebezpieczna, prawda? Nawet jeśli szkodzi, to nie w takim stopniu jak alkohol, czy narkotyki. Sprawia że wariujesz, ale prościej ci jest zdobyć silną wolę. 
 Nie wiedziałam zupełnie co powiedzieć i nie wiedziałam czemu poczułam się dla niej jak wata cukrowa.
 Złapałam ją znowu za rękę i przyciągnęłam do siebie. Uśmiechnęła się delikatnie i pocałowała mnie czule usta. Oblizała moje wargi i powędrowała w stronę szyi. 
 -Twoja mama się nie martwi że nie wróciłaś na noc? Przecież nawet nie wzięłaś telefonu. - Przestała, ale dalej czułam jej oddech na skórze. 
 -Ona nigdy się nie martwi. Nigdy nie dzwoni. Nie zdziwiłabym się jakby nie miała mojego numeru, bo niedawno kupiła sobie nową komórkę. - Zrobiło mi się trochę przykro, ale nie dałam tego po sobie poznać.
 -Nie obchodzi cię to? 
 -Obchodzi, ale niewiele. 
 -Chyba wiem o co ci chodzi. Też się tak czasami czuję. - Opuściła wzrok. Prawdopodobnie też miała problemy ze swoją mamą. Nic dziwnego że znowu się przeprowadziła jak tylko skończyła osiemnaście lat. 
 Niezręczna cisza panowała aż do samego mieszkania. Nie trzymałyśmy się za ręce. Miałam wrażenie, że Sea była tak zamyślona, że zapomniała poniekąd o tym, że idę tuż obok niej. Cholernie przejebane jest bycie pominiętym, w momencie, kiedy najbardziej tego nie chcesz. 
 Gdy weszłyśmy na klatkę dziewczyna przycisnęła mnie do ściany i pocałowała. Jej usta wędrowały po moim karku jak szalone i pozostawiły po sobie kolejną armię, silniejszych i słabszych malinek. Nagle, odsunęła się i jej wzrok ponownie utknął na dole. 
 -O której wracasz do domu? - Jej pytanie mocno mnie zszokowało. - To nie tak że cię wyganiam, po prostu mam dzisiaj parę spraw do załatwienia, ale bardzo bym się chciała jutro spotkać. Oczywiście jeśli tylko masz czas. - Znowu zaniemówiłam przez moment. Znowu się strasznie poczułam. Druga część jej wypowiedzi, absolutnie nie poprawiła niczego. Chciałam jednak zachować się racjonalnie i powstrzymać emocje, z nadzieją że są jedynie chwilowe. 
 -Jasne, raczej nie mam nic do roboty. - Wymusiłam uśmiech. Mimo zapewnień o jej zaangażowaniu, moja pozytywna reakcja, nie sprawiła u niej jakiegokolwiek zadowolenia. Po prostu to przyjęła. Tak samo po prostu, poszłam po swoje rzeczy, pomachałam jej i wyszłam z mieszkania.
 Szłam, szłam i szłam i nie mogłam uwierzyć, jak bardzo byłam zdołowana. Sea zachowywała się dziwnie, ale ja, a raczej moje egoistyczne uczucia, postanowiły skupić się na tym, że były cholernie zranione i niedopełnione. To wszystko zaczęło wydawać mi się jedną wielką pomyłką, ale i dowodem na to, jak bardzo zależy mi na tej dziewczynie. Dałam jej przemalować swój świat, na zupełnie inne barwy. Za nic. Za to że była.  Gdy dotarłam wściekła do domu, na drzwiach przyklejona była kartka: "Nie będzie nas przez dwa dni. Nikogo nie sprowadzaj i nie wracaj tak późno, jak dzisiaj. Mama i tata".
 Wkurwiłam się jeszcze bardziej. Nie mogłam wytrzymać. Trzasnęłam nimi najmocniej jak tylko mogłam i kopnęłam doniczkę z za niedbałym kwiatem, który stał w  przedpokoju już od paru lat. Mama kochała kwiaty i opiekowała się nimi codziennie. Jedynym wyjątkiem, była właśnie ta biedna, samotna roślinka. I ja. Ojciec także wyprowadził mnie z równowagi. Po raz pierwszy od x czasu ma wolny weekend i zamiast go spędzić rodzinnie, zabiera tylko mamę na jakieś tandetne spa czy inne hotele, w których po miesiącu przerwy, w końcu wyładują napięcie seksualne. Nikt oczywiście nie pomyślał o tym, że ja również miałam swoje napięcia, a mianowicie potrzebę, spędzenia trochę czasu ze swoim biologicznym ojcem. Smutne, smutne, smutne. 
 12:12. Nie, nikt mnie nie kochał. Leżałam na łóżku. Zupełnie sama w tym wielkim domu. Byłam niedocenionym przez wszystkich przedmiotem, do chwilowego użytku. Nawet dla własnych rodziców, byłam jedynie zastępstwem za martwe dziecko, ale to było oczywiste, że nie pokochają mnie, tak jak jego. 
 Chciałam zniknąć. I w tym momencie przypomniał mi się Kendall. Nie wiem czemu, ale zawsze, gdy byłam sama i leżałam na tym łóżku, myślałam właśnie o  nim, co jest zadziwiające bo nawet nie miałam okazji, a raczej chęci go pokochać. Zawsze był dla mnie życiowym nieudacznikiem bez pasji i ambicji. Nie pasowaliśmy do siebie, ale było coś co nas łączyło ze sobą. Prawdopodobnie chodziło o chęć zabłyśnięcia przed kimś. Kimkolwiek. O chwilę, mało wartej uwagi. Ja wykorzystywałam do tego jego, a on mnie. Może właśnie przez to, chociaż odrobinę mnie polubił i zdecydował się ostatecznie przyznać do swoich prawdziwych zamiarów. Nie zerwaliśmy nawet dosłownie. Po prostu odeszliśmy od siebie bez wyzwisk i przekleństw i pozostaliśmy sobie obcy. Nie wiem jaki rodzaj zerwania jest najmniej bolesny, bo oprócz niego nie miałam nikogo innego.
Zawsze po szkole trzymaliśmy się za ręce  i rozmawialiśmy na wszelkie, błahe tematy. Potem podprowadzał mnie pod furtkę, przytulał i całować. Nie były to jednak namiętne pocałunki i takie bardzo rzadko się zdarzały. Prawie wcale.
 Byłam Bell, niedoświadczoną i zbyt przewidywalną dziewczynką. Chyba naprawdę byłam w jego typie. 


***



 Wydaje mi się, czy rozdział jest trochę dłuższy? Pisałam go przed dwie noce, na telefonie i muszę przyznać że w ten sposób chyba mi łatwiej. Cały czas czekam i liczę na jakąkolwiek opinie, to dla mnie naprawdę ważne! Mimo wszystko, dziękuję każdemu, kto śledzi tą historię. Ciąg dalszy już niedługo.

niedziela, 8 marca 2015

?5? then I cry but I feel so free now

 Przez ten cały czas spędzony z Sea, zapomniałam o tym co prześladowało mnie przez blisko miesiąc. Otóż, sześć tygodni wcześniej, zerwałam ze swoim chłopakiem. Chłopakiem, o którym marzyłam przez połowę roku szkolnego. Kendall Weston, był najbardziej pożądanym kolesiem z mojego rocznika w naszej szkole, w której przeważała płeć męska. Chodziliśmy ze sobą około czterech miesięcy. Cztery miesiące udręki. Bycie z nim nie dawało mi żadnej frajdy. Okłamywaliśmy się, że nam na sobie zależy, żeby nie sprawić drugiej stronie przykrości. Co ciekawsze, na początku to był zakład, Kendall'a i jego najlepszego przyjaciela Drake'a. Miał pół roku na to żeby mnie przelecieć. W ostatnim coś go jednak przycisnęło i do wszystkiego się przyznał. Nie liczyłam na jakiekolwiek wyjaśnienia i zerwałam z nim kontakt. Pisał parę razy że to nie porozumienie i że to nie tak, ale w końcu wyrzuciłam go ze znajomych i zmieniłam nawet numer telefonu. Mimo tego, że zdawałam sobie sprawę z tego, że nic do niego nie czuję, po rozstaniu ogarnął mnie żal, smutek. W pewnym sensie się do niego przywiązałam, ale w dalszym ciągu chciałam o nim zapomnieć.
 Teraz, gdy szłam nieśmiało z Sea, trzymając się za ręce czułam coś, czego wtedy poczuć nie potrafiłam. Ta dziewczyna była dla mnie nowym doświadczeniem, nowym rodzajem szczęścia. Jego zupełnie inną definicją. Przy niej czas przestał mnie obchodzić.
 -Coś się stało, Bell? - Spojrzałam się na mnie. Faktycznie, odpłynęłam i to mogło ją zaniepokoić.
 -Nie, nie. Po prostu się zamyśliłam. Ta wata chyba mi zaszkodziła.
 -Nie była wcale taka zła, w sumie to chyba nawet ją polubiłam. Jutro też pójdziemy? - Bardzo mnie to zdziwiło. Cały czas była uśmiechnięta i spokojna. Bycie przy niej, było aż przyjemne. - Tobie nie smakowała?
 -Wiesz, nie przepadam za słodyczami. Jestem uczulona nawet na czekoladę. - Wymusiłam uśmiech.
 -Będę pamiętać. - Znowu posłała mi to swoje ciepłe spojrzenie. Wyskoczyła mi na drogę i objęła mnie na wysokości talii. Lekko zahaczyła paznokciami o plecy i zjechała do pośladków. Nasze piersi się stykały. Zaczęła całować mnie po policzkach. Raz jednym, raz drugim. Nieziemsko przyjemne.
 -Naprawdę jestem ci wdzięczna, ale chciałabym troszkę więcej. - Patrzyłyśmy sobie w oczy. Tym razem nasze usta się połączyły. Najpierw powolutku, a potem bardziej śmiało, aż doszło do namiętnego, ale czułego pocałunku. Ja też miałam ochotę na nią, tak jak ona, na mnie.
 Usiadłyśmy na ławce i wymieniałyśmy się śliną raz po raz. Przyśpieszałyśmy tempo i gładziłyśmy się po udach. W pewnym momencie, włożyła swoją dłoń pod moją sukienkę i zbliżyła się do okolic mojej kobiecości. Nie posunęła się jednak dalej.
 Minęło trochę czasu zanim ochłonęłyśmy. Byłyśmy strasznie na siebie napalone. Czułam, że moja bielizna robi się wilgotna, a stanik uciska mnie coraz bardziej.
 -Idziemy do mnie? Mieszkam sama. - Szepnęła. Pokiwałam głową. Wstałyśmy, znowu złapałyśmy się za ręce i udałyśmy się w jej stronę.
 Droga zajęła nam około 15 minut. Mieszkała w nowoczesnej kamienicy, świeżo po remoncie. Budynek był pomalowany w szaro białych odcieniach. Pięter było bodajże pięć. Ona mieszkała na czwartym. Korytarz również był bardzo ładnie wykończony. Była nawet winda dla niepełnosprawnych.  Weszłyśmy do jej mieszkania. Było eleganckie i proste zarazem. W przedpokoju na jednej ścianie była tapeta w kwiecisty wzór, a po drugiej czarna szafa, z lustrami na drzwiach. Reszta ścian była pomalowana na szaro i biało. Pierwszym pomieszczeniem po tym, był wielki salon z kuchnią. Było w nim jednak dosyć pusto. Poza paroma regałami, stylową kanapą i płaskim, czarnym telewizorem nie było nic.
 Sea pchnęła mnie na sofę. Nasze języki wariowały. Nie mogłam złapać tchu. Naciskała na mnie całym ciałem, aż w końcu zupełnie się na mnie położyła. Zdarła ze mnie ubranie, pozostawiając jedynie białe majtki i stanik, który i tak w końcu rozpięła. Nie pozostałam jej dłużna i zajęłam się jej spodenkami. Jęczałyśmy i piszczałyśmy jak szalone. To było coś, na co obydwie czekałyśmy cały dzień. Zaczęłam ssać jej piersi. Były one trochę większe od moich, ale tak samo jędrne. Miała trochę większe i twardsze sutki, które jeszcze bardziej mnie podnieciły. Pozostawiłam po sobie parę malinek. Po minionych minutach byłyśmy już całkowicie nagie. Pieściłyśmy wzajemnie swoje łechtaczki i cycki, wprawiając się w nieopisany stan. Sea przyciskała mnie bardzo mocno we wszystkich miejscach, natomiast ja, poruszałam dłońmi bardzo sprawnie. Płyny wydobywały się naszych pochw, a nasze palce były całe oblepione. Dziewczyna w którymś momencie przytrzymała mi ręce i włożyła koniuszek paznokcia w mój środek. Dwa centymetry sprawiły mi niesamowitą rozkosz. Zapiszczałam. Od razu po tym, miała już swoje usta na wysokości moich bioder. Najpierw przejechała językiem po moim brzuchu i przeszła do warg sromowych, które domagały się jeszcze więcej niż chwilę temu. Popatrzyła mi w oczy i zaczęła je lizać, ssać i lekko podgryzać. Czułam się jak w niebie. Nie mogłam się powstrzymać od złapania jej za włosy. Pokazywałam jej, że obrzydliwie mnie to kręci. Doszłam. Sea znowu na mnie leżała i pocierała swoje piersi o moje. Myślałam, że mi zaraz eksplodują. To łaskotało w taki podniecający sposób, na który najprościej zabrakło mi słów. Wyciągnęłam rękę w stronę jej miednicy.
 -Sea? Robiłaś to... z mężczyzną?
 -Chciałam to robić, ale nie. Jestem dziewicą. I właśnie czekam aż to zmienisz. - Obydwie się uśmiechnęłyśmy. Przegryzłam wargę i pocierałam jej łechtaczkę coraz mocniej. Wbijała paznokcie w moje ramiona. W końcu i moje palce powędrowały w jej środek. Zaczęła pojękiwać. Po delikatnym wstępie, machnęłam nimi tak gwałtownie, że głos Sea'y zrobił się jeszcze bardziej piskliwy. Złapała się mnie natychmiast i sprawiała wrażenie, jakby już nigdy nie chciała mnie puścić.
 -O tak. - Wyszeptała. - Proszę, mocniej. Ahh, proszę cię. Mm. - Oczywiście spełniłam jej życzenie i wbijałam się coraz głębiej w jej ciasne wnętrze. Sprawianie jej przyjemności, stało się dla mnie priorytetem. Doszła od razu po tym jak zwolniłam. Pocałowałam ją w usta i pobawiłyśmy się trochę czubkami naszych języków. Ułożyłyśmy się obok siebie przytulone. Naprawdę, było nam bardzo dobrze. Przytuliła się do mnie, a ja nagle poczułam, jak do oczu napływają mi znowu łzy.
 -Co ci jest? Płaczesz? - Jej piękne oczy zrobiły się smutne i wlepiły się we mnie.
 -Płaczę, ale nic mi nie jest. - Zapewniłam ją i posłałam jej uśmiech. - i wiesz, chyba czuję się wolna..  - To tak, jakbym mogła zrobić wszystko co chcę.
  -Cieszę się, że tu jesteś. - Rozpogodziła się i pocałowała mnie w policzek.
 Od razu po otworzeniu oczów spojrzałam z przyzwyczajenia na zegarek, którego tykanie mnie obudziło. 00:32. Zerwałam się z miejsca. Sea dalej spała. Miała na sobie tonę malinek i zadrapań, ja zresztą też. Dodatkowo nasze włosy były w jednym, wielkim nieładzie. Położyłam znowu głowę na poduszce i zaczęłam kolejną serię rozmyśleń. Na palcach miałam trochę zeschniętej krwi. Chyba znowu targnęło mną poczucie winny, od którego tak bardzo chciałam się uwolnić.


***


 Automatycznie przepraszam za wszelkie wulgaryzmy. Zapomniałam uprzedzić, że będzie to w przewadze, opowiadanie z elementami erotycznymi, których nie każdy, ma ochotę czytać. Jeśli chcecie postaram się pisać trochę łagodniej, ale raczej nie da się ich całkowicie wyeliminować z historii, bo opiera się ona na pożądaniu. Mimo to, mam nadzieję że wam się spodobało. Nie wiem kiedy teraz coś dodam, ale  dam z siebie wszystko, żeby kolejny rozdział pojawił się jak najszybciej. Buziaki.


sobota, 7 marca 2015

?4? happy town

 11:32. Miałam niecałą godzinę do wyjścia. Co prawda, Sea chciała spotkać się dużo szybciej i przyznała mi, że woli wczesne pory, ze względu na to, że powietrze nie jest jeszcze aż tak zatrute, jakby było około godziny 18. Z jakie powodu zdawałam sobie sprawę, że nie chodziło jej o spaliny czy fabryki, a o ludzi. Ubrałam się więc, w zwiewną, białą sukienkę w grafitowe paski z krótkim rękawkiem, a na nią nałożyłam dżinsową katanę. Pomalowałam się dość delikatnie i zeskrobałam resztki lakieru z paznokci, bo poprawianie ich, zajęłoby mi zbyt dużo czasu. Rozczesałam włosy i związałam je w dużego, niedbałego koka i wrzuciłam wszystkie niezbędne rzeczy do ekotorby. Pomadkę ochronną, portfel, książkę, szczotkę i przeciwsłoneczne ray-ban'y z szarymi oprawkami. Na nogach miałam niskie converse'y w kolorze spranego granatu, oczywiście rozwalone i trochę brudne.
 12:21. Byłam gotowa do wyjścia. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam Sea'e. Miała na sobie dżinsowe bermudy i zwykłą, jasno różową koszulkę. W ręku trzymała szarą bluzę i malutki plecak. 
 Zbiegłam na dół z prędkością światła, a po drodze zatrzymałam się jeszcze przy lustrze w przedpokoju, by się upewnić o wzorowości mojego wyglądu. Wyleciałam zza drzwi i podeszłam do niej. Moja pewność siebie natychmiastowo spadła.
 -Gdzie idziemy? -Spytała mnie z uśmiechem na twarzy.
 -Obydwie myślałyśmy wczoraj o mieście, chyba że masz ochotę iść gdzieś indziej. - Spojrzała się na mnie i otworzyła oczy trochę szerzej. Były lekko przeciągnięte czarną kredką i wymalowane białym, świecącym, a może i nawet brokatowym cieniem. Usta ozdobiła jedynie błyszczykiem, a policzki jasnym bronzerem.
 - Mam ochotę na... Watę cukrową. Chodźmy do wesołego miasteczka, to niedaleko miasta, nie? - Miała rację, chociaż jej propozycja przyprawiła mnie w osłupienie. Nie wyglądała na osobę, którą bawiłyby takie rzeczy. Ja, odkąd pamiętam, uwielbiałam wesołe miasteczko. To była tradycja, moja i taty, zanim jeszcze awansował na wyższe stanowisko i stracił czas, jaki mógłby wtedy mi poświęcić. 
 -Dobry pomysł, nie byłam tam chyba z 7 lat. - Pomyślałam że zapowiada się naprawdę dobry dzień. 
 -Ja byłam tylko raz. - Odparła Sea. Mimo że z początku jej głos zabrzmiał smutno, kąciki ust poszły w górę i ciepło się uśmiechała, opuszczając przy tym wzrok. Zapadła cisza. Słońce już o tej porze zaczęło świecić bardzo mocno. Zmarszczyłam brwi i wyciągnęłam swoje okulary
 -Więc chodźmy. Za godzinę będę długie kolejki. - Moje słowa chyba podniosły ją na duchu. Widziała, że lubiła kiedy się w coś angażuję. Nie tylko ja. Już jako dziecko darzyła sympatią rówieśników, którzy byli otwarci i zawsze gotowi do działania. Podziwiała ich po cichu i zazwyczaj próbowała ich nadgonić. Była jednak różnica między tamtą, małą, nieporadną Sea'ą, a tą, która szła teraz obok mnie. W pewien sposób nie mogłam się pogodzić z tą zmianą, a może i nawet, to trochę bolało. Relacja, która teraz nas łączyła, była dość skomplikowana. Taka, nie do zaakceptowania. Sama jej dobrze nie rozumiałam i przez cały czas, nie wiedziałam co mam robić i jak się zachowywać. Raz chciałam od tego uciec, a raz pozostać już w takim stanie na zawsze. 
 -Bell? - Odezwała się do mnie tak nagle, że moje serce zaczęły bić mocniej. 
 -Ja? - To był właśnie taki moment. Moment, w którym nie wiedziałam co ze sobą począć i co zrobić żeby nie zranić jej i siebie. Bałam się każdego słowa, wypowiedzianego z jej ust. 
 -Kochałaś kiedyś kogoś? Tak naprawdę. Długo albo krótko? - To pytanie mnie zdziwiło. Zawsze byłam uczona, że kocha się na zawsze, jednak po wielu doświadczeniach zdałam sobie sprawę że to nie do końca prawda. Zwolniłyśmy trochę. 
 -Nie mam pojęcia. Miłość jest mi tak obca i daleka i chyba zawsze tak było. Czasami czuję się, jakbym nigdy już nie miała czegoś takiego doświadczyć. - Zatrzymała się i zaczęła znowu wlepiać we mnie swój wzrok. 
 -A to nie jest tak, że to ty, jesteś obca miłości? Może to ty od niej uciekasz, bo boisz się że ciebie nie zaakceptuje? Wyśmieje, zostawi, porzuci. Że i tak wszystko stracisz? - Kompletnie zaniemówiłam, ale ona zaczęła mówić dalej. - Bo ja właśnie się tak czuję. Może miłość udaje że istnieje, a jedynie pozostawia nam pożądanie?
 Sea była dla mnie zbyt inteligentna. Zbyt doświadczona przez życie, żebym mogła kiedykolwiek pomyśleć o niej, jak o kimś, z kim mogłabym spędzić życie. Jej ojciec odszedł od jej matki, rok przed ich przeprowadzką za granicę. Wiedziałam że wtedy cierpiała i że straciła wiele, ale nigdy nie miałam śmiałości by ją oto zapytać. Rozwód rodziców to dla dziecka przegrana. One wszystkie, udają tylko że wygrały nowe doświadczenie, że stają się dojrzalsze, a w głębi wiedzą, że tracą coś, co zagwarantowało ich istnienie - miłość dwojga ludzi. Rozpada się na kawałki i jedynie ten jej jeden, jedyny owoc jest po niej pozostałością. Śladem, dowodem na to że była. Moja mama kochała tatę, a tata ją. Ale od lat wydaje mi się, że obydwoje przestali kochać mnie. Chyba to było powodem, dla którego chciałam się zmienić, ale ich brak zainteresowania mną, tylko bardziej mnie dobijał. Oni wcale nie chcieli być "fajnymi" rodzicami, chcieli pozbyć się jednego problemu z głowy. Minęło wiele czasu, odkąd przestałam wierzyć w to, że każdy rodzic kocha swoje dziecko tak samo. Nikt nie jest taki sam. 
 -A co jeśli po prostu nie chciałabym nikogo pokochać? Jeśli kochałabym samą siebie? Miłość jest bardzo indywidualna. Jeśli chcesz kogoś pokochać, zrób to po prostu. Ja na razie... nie potrafię. Nie. Nie chcę. - Zawahałam się. Ona jednak znowu się uśmiechnęła. 
 -Jesteś kochana. - Po tych słowach podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję. Zrobiło mi się miło. Poczułam się doceniona i... no właśnie. Kochana. 
 Szłyśmy sobie spacerkiem, cały czas ze sobą rozmawiając. To była nasza pierwsza, luźna rozmowa od tamtej nocy. Śmiałyśmy się i nie poruszałyśmy żadnych poważnych, smutnych tematów. Zachowywałyśmy się, jakbyśmy były przyjaciółkami od lat. Chodziłyśmy po murkach i na okrągło się wygłupiałyśmy. Znalazłyśmy złoty środek na swobodę przy sobie. Zero spięcia. Przechodząc przez miasto, wstąpiłyśmy po bubble-tea. Okazało się że obydwie wolimy to z mlekiem, ale preferujemy zupełnie inny smak i rodzaj żelków. Sea je uwielbiała. 
 W końcu dotarłyśmy do bram naszego celu. Jak się okazało jednak, jedyne co mogłyśmy zrobić, to wpatrywać się w bramy za którymi widniała opuszczona polana, na której nie było nic, oprócz poprzewracanych, pociętych drzew. Wejście na dróżkę obklejone było żółtą taśmą a na furtce widniał wielki napis PRZENIESIONE. Stałyśmy tak więc chwilę w ciszy, nieco zawiedzione. Nie miała zielonego pojęcia gdzie mogli je przenieść i zupełnie nie mogłam zrozumieć, czemu nie upewniłam się po tych siedmiu latach, czy ono na pewno jeszcze w ogóle istnieje. To było niemądre. Chwila uniesienia. Podniecenia. Ona chyba zmienia wszystko. Popatrzyłam na Sea. To było dość melancholijne. Ten widok. Była nieco smutna, miała lekko przymrużone oczy, które prawie całkowicie zasłaniały gęste rzęsy. Jej włosy powiewał wiatr. Złapałam ją za rękę. Nie wiem co mi odbiło. Oczywiście, od razu po tym, straciłam pomysł na dalsze działania. Improwizowałam. 
 -Przepraszam. Mogłam się domyśleć że po tylu latach je usunęli. Jednak... chciałabym ci to wynagrodzić. Mogę? - Patrzyła się na mnie. Na całą zarumienioną i zawstydzoną Bell. 
 -Nie musisz. W wesołym miasteczku trzeba się bawić nie? Taki miałyśmy plan. Chodźmy po prostu gdzie indziej. Zresztą, ja się cały czas z tobą dobrze bawiłam. Dziękuję ci. - Znowu mnie objęła. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Ona też cicho szlochała. Zdawałam sobie sprawę, że z zupełnie innego powodu, niezbyt mi zresztą znanego. 
 Zawróciłyśmy i znowu spacerowałyśmy po mieście. Tym razem poszłyśmy trochę inną drogą. Na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech, gdy zobaczyła wielkie stoisko z watą cukrową i to nie taką zwykłą watą. Można było kupić nawet tęczową. Skusiłyśmy się jednak na niebieską. W smaku niestety, nie okazały się tak dobre. Czuć było farbniki i przesadzoną ilość cukru. Mimo to było przyjemnie i byłyśmy zadowolone, że udało nam się ją kupić. Cieszyłam się, że w końcu Sea, była dzięki mnie szczęśliwa. Dało mi to tyle pozytywnej energii, co wypicie dwóch ulubionych energetyków i zapalenie jointa. Czyli nieopisane szczęście. 
 Niebo było już złociste, a godzina... zapomniałam telefonu. Cholera.



***


 

Nawet sama nie mogę zdać sobie sprawy z tego, jak bardzo musiałam wytężyć swój umysł żeby to napisać. Wyzwanie ogromne, ale widzę u siebie poprawę. Nieskromnie sobie przyznam, że jestem z tego rozdziału zadowolona. Jak do tej pory wyszedł mi chyba najlepiej. Trochę mi smutno jednak, że nikt nie komentuje. Nie wiem czego oczekujecie, co mam poprawić, co zmienić, a co wam najbardziej przypadło do gustu. Liczę więc na waszą aktywność. Każda uwaga/opinia, sprawi że na mojej buźce pojawi się szeroki uśmiech! Dziękuję.