środa, 11 marca 2015

?6? take my hand

 Szłyśmy razem powoli chodnikiem, niedaleko małego "prawie parku". Trzymałyśmy się za ręce i co chwile posyłałyśmy sobie słodkie buziaki. Słodkie w dosłownym słowa tego znaczeniu, gdyż wzięłyśmy ze sobą garstkę smakowych pomadek i błyszczyków różnej maści, jakie tylko znalazłyśmy u Sea'y. Było około 6 rano, dlatego na ulicach nie było jeszcze nikogo. Byłyśmy więc zupełnie wyluzowane i nie martwiłyśmy się że ktoś mógłby na nas krzywo patrzeć, chociaż Ameryka i tak jest dość tolerancyjnym krajem. Ze względu na tą wczesną porę, musiałam na moją paskowaną sukienkę, zarzucić czarną, zakładaną przez głowę bluzę, która należała do dziewczyny. Ona miała zaś na sobie, dżinsową koszulę i leginsy do kostek w etniczne wzorki. Mimo że Sea, nie wyglądała na przesadzoną modnisię, uwielbiała podążać za trendami i jednocześnie przy tym tworzyć stylizacje, w których było jej dobrze. Ja za zakupami nie przepadałam, jednak szczerzę przyznawałam się nie jednokrotnie o tym, że lubię się stroić. Oczywiście tylko wtedy, gdy zachodziła taka potrzeba.
 Łaziłyśmy na zmianę po krawężniku, co chwilę z niego spadając lub potykając się. Zachowywałyśmy się jak małe dziewczynki, ale w jakiś sposób nas to bawiło. Szybko znalazłyśmy wspólny język i raz na zawsze przestałyśmy się przy sobie krępować. Dochodziła 7.
 -Bell, pójdziemy dzisiaj na watę cukrową? - Zamarłam. Nie lubiłam wracać do tego tematu, bo naprawdę źle wspominałam tą niebieską, przesłodzoną wełnę na patyku.
 -Nie masz ochoty na coś innego? Po co masz truć się takimi szkodliwymi gównami?
 -A po co ty trujesz się tanim tytoniem, czystą wódą i dragami? - Znowu poczułam się jakbym ogłuchła. To było przykre. Sama nie wiedziałam po co mi to wszystko było i dlaczego to mi tak bardzo przypadło do gustu?
 -Bo to uzależnia? - Palnęłam.
 -Nie, bo to ty chcesz się od tego uzależnić, bo wiesz że jest to możliwe. 
 -Nie rozumiem. - Tak naprawdę rozumiałam. Uzależnianie się od używek było przyjemne. Bycie uzależnionym - niekoniecznie. 
 -Tak samo i ja, chcę się uzależnić, ale od waty cukrowej. Jest mniej niebezpieczna, prawda? Nawet jeśli szkodzi, to nie w takim stopniu jak alkohol, czy narkotyki. Sprawia że wariujesz, ale prościej ci jest zdobyć silną wolę. 
 Nie wiedziałam zupełnie co powiedzieć i nie wiedziałam czemu poczułam się dla niej jak wata cukrowa.
 Złapałam ją znowu za rękę i przyciągnęłam do siebie. Uśmiechnęła się delikatnie i pocałowała mnie czule usta. Oblizała moje wargi i powędrowała w stronę szyi. 
 -Twoja mama się nie martwi że nie wróciłaś na noc? Przecież nawet nie wzięłaś telefonu. - Przestała, ale dalej czułam jej oddech na skórze. 
 -Ona nigdy się nie martwi. Nigdy nie dzwoni. Nie zdziwiłabym się jakby nie miała mojego numeru, bo niedawno kupiła sobie nową komórkę. - Zrobiło mi się trochę przykro, ale nie dałam tego po sobie poznać.
 -Nie obchodzi cię to? 
 -Obchodzi, ale niewiele. 
 -Chyba wiem o co ci chodzi. Też się tak czasami czuję. - Opuściła wzrok. Prawdopodobnie też miała problemy ze swoją mamą. Nic dziwnego że znowu się przeprowadziła jak tylko skończyła osiemnaście lat. 
 Niezręczna cisza panowała aż do samego mieszkania. Nie trzymałyśmy się za ręce. Miałam wrażenie, że Sea była tak zamyślona, że zapomniała poniekąd o tym, że idę tuż obok niej. Cholernie przejebane jest bycie pominiętym, w momencie, kiedy najbardziej tego nie chcesz. 
 Gdy weszłyśmy na klatkę dziewczyna przycisnęła mnie do ściany i pocałowała. Jej usta wędrowały po moim karku jak szalone i pozostawiły po sobie kolejną armię, silniejszych i słabszych malinek. Nagle, odsunęła się i jej wzrok ponownie utknął na dole. 
 -O której wracasz do domu? - Jej pytanie mocno mnie zszokowało. - To nie tak że cię wyganiam, po prostu mam dzisiaj parę spraw do załatwienia, ale bardzo bym się chciała jutro spotkać. Oczywiście jeśli tylko masz czas. - Znowu zaniemówiłam przez moment. Znowu się strasznie poczułam. Druga część jej wypowiedzi, absolutnie nie poprawiła niczego. Chciałam jednak zachować się racjonalnie i powstrzymać emocje, z nadzieją że są jedynie chwilowe. 
 -Jasne, raczej nie mam nic do roboty. - Wymusiłam uśmiech. Mimo zapewnień o jej zaangażowaniu, moja pozytywna reakcja, nie sprawiła u niej jakiegokolwiek zadowolenia. Po prostu to przyjęła. Tak samo po prostu, poszłam po swoje rzeczy, pomachałam jej i wyszłam z mieszkania.
 Szłam, szłam i szłam i nie mogłam uwierzyć, jak bardzo byłam zdołowana. Sea zachowywała się dziwnie, ale ja, a raczej moje egoistyczne uczucia, postanowiły skupić się na tym, że były cholernie zranione i niedopełnione. To wszystko zaczęło wydawać mi się jedną wielką pomyłką, ale i dowodem na to, jak bardzo zależy mi na tej dziewczynie. Dałam jej przemalować swój świat, na zupełnie inne barwy. Za nic. Za to że była.  Gdy dotarłam wściekła do domu, na drzwiach przyklejona była kartka: "Nie będzie nas przez dwa dni. Nikogo nie sprowadzaj i nie wracaj tak późno, jak dzisiaj. Mama i tata".
 Wkurwiłam się jeszcze bardziej. Nie mogłam wytrzymać. Trzasnęłam nimi najmocniej jak tylko mogłam i kopnęłam doniczkę z za niedbałym kwiatem, który stał w  przedpokoju już od paru lat. Mama kochała kwiaty i opiekowała się nimi codziennie. Jedynym wyjątkiem, była właśnie ta biedna, samotna roślinka. I ja. Ojciec także wyprowadził mnie z równowagi. Po raz pierwszy od x czasu ma wolny weekend i zamiast go spędzić rodzinnie, zabiera tylko mamę na jakieś tandetne spa czy inne hotele, w których po miesiącu przerwy, w końcu wyładują napięcie seksualne. Nikt oczywiście nie pomyślał o tym, że ja również miałam swoje napięcia, a mianowicie potrzebę, spędzenia trochę czasu ze swoim biologicznym ojcem. Smutne, smutne, smutne. 
 12:12. Nie, nikt mnie nie kochał. Leżałam na łóżku. Zupełnie sama w tym wielkim domu. Byłam niedocenionym przez wszystkich przedmiotem, do chwilowego użytku. Nawet dla własnych rodziców, byłam jedynie zastępstwem za martwe dziecko, ale to było oczywiste, że nie pokochają mnie, tak jak jego. 
 Chciałam zniknąć. I w tym momencie przypomniał mi się Kendall. Nie wiem czemu, ale zawsze, gdy byłam sama i leżałam na tym łóżku, myślałam właśnie o  nim, co jest zadziwiające bo nawet nie miałam okazji, a raczej chęci go pokochać. Zawsze był dla mnie życiowym nieudacznikiem bez pasji i ambicji. Nie pasowaliśmy do siebie, ale było coś co nas łączyło ze sobą. Prawdopodobnie chodziło o chęć zabłyśnięcia przed kimś. Kimkolwiek. O chwilę, mało wartej uwagi. Ja wykorzystywałam do tego jego, a on mnie. Może właśnie przez to, chociaż odrobinę mnie polubił i zdecydował się ostatecznie przyznać do swoich prawdziwych zamiarów. Nie zerwaliśmy nawet dosłownie. Po prostu odeszliśmy od siebie bez wyzwisk i przekleństw i pozostaliśmy sobie obcy. Nie wiem jaki rodzaj zerwania jest najmniej bolesny, bo oprócz niego nie miałam nikogo innego.
Zawsze po szkole trzymaliśmy się za ręce  i rozmawialiśmy na wszelkie, błahe tematy. Potem podprowadzał mnie pod furtkę, przytulał i całować. Nie były to jednak namiętne pocałunki i takie bardzo rzadko się zdarzały. Prawie wcale.
 Byłam Bell, niedoświadczoną i zbyt przewidywalną dziewczynką. Chyba naprawdę byłam w jego typie. 


***



 Wydaje mi się, czy rozdział jest trochę dłuższy? Pisałam go przed dwie noce, na telefonie i muszę przyznać że w ten sposób chyba mi łatwiej. Cały czas czekam i liczę na jakąkolwiek opinie, to dla mnie naprawdę ważne! Mimo wszystko, dziękuję każdemu, kto śledzi tą historię. Ciąg dalszy już niedługo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz