wtorek, 24 lutego 2015

?1? when you met me

 Gapiłam się w sufit tak, jakbym go chciałam zburzyć. Biel rozchodząca się w moim pokoju przyprawiała mnie o mdłości. Wszystko wydawało się bezgraniczne, ciche, a ja czułam się zupełnie samotna. Nic nie było tak, jak chciałam. Zupełnie. Absolutnie. Cholera.
 Słońce dawało przez szyby po oczach. Wszystko było kurwa białe i jasne.
Chciałabym się z tego wyleczyć. Z przeklinania do samej siebie. Znaleźć lekarstwo, które albo pozwoliłoby mi zupełnie pozbyć się tego nawyku, albo lepiej, spowodować że stanę się na tyle śmiała, że rzucałabym przekleństwami do innych, i to tymi najgorszymi. Jednak przy moim charakterze, który tworzył mi szarą maskę, nie było to możliwe. Wstałam z łóżka, zrzuciłam agresywnie białą pościel na ziemię i dobiłam ją prawą nogą. Kopnęłam z całej siły i spojrzałam na nią bezbronnym wzrokiem. Tak, to cała ja. To jest właśnie Bell Ann McGarders. Pół Amerykanka, pół Francuska. Zawsze mylona z pospolitą "Isabellą". Było to dość denerwujące ze względu na to, że obydwa imiona miały zupełnie inne znaczenie. Ja byłam "dzwonkiem", a ONA była "piękną". Doprawdy, współczułam każdej Isabelli, jaka to żyła na ziemi i współczułam także i sobie, za to że zawsze jestem pakowana z nimi do jednego worka. Właśnie to niewinne z pozoru mylenie mojego imienia, zwracając się do mnie Bella, czy też Iss, powodowało pogorszenie się mojej i tak, wystarczająco niskiej samooceny i czynienia ze mnie szarej myszki.
 Moje ORYGINALNE imię było jednak dla mnie powodem do dumy. Coś je różniło od tych innych, ale i bardzo do mnie pasowało. Byłam oddychającym i chodzącym dzwonkiem, który tak naprawdę każdy dźwięk wydawał w sobie, a odbijał się natomiast na zewnątrz.
 Także ja - "Dzwonek", siedemnastoletnia, brązowooka, blada i zupełnie wyssana z życia ciemna blondynka, dnia wczorajszego, zapragnęłam mieć życie, którego nigdy nie miałam.
 I tak, to właśnie wczoraj spędziłam noc z dziewczyną. Mój pierwszy raz należał do przedstawicielki tej samej płci, nijakiej Sea'y Calters. Rok starsza, ciemnowłosa, była przyjaciółka z dzieciństwa, która zniknęła na prawie 8 lat mojego życia bez słowa i którą znałam od urodzenia.
 Mam być szczera? Po roku o niej zapomniałam, wtedy miałam dużo zaufanych (oczywiście do czasu) koleżanek, które nie raz wydawały mi się lepsze od niej. Jednak ona, wyróżniała się na ich tle. Była intrygująca i niezwykle irytująca. Byłam jej cieniem.
 W Stanach zamieszkała ponownie dwa miesiące temu, przed wakacjami. Niedługo potem postanowiłyśmy się zgadać i wyjść razem. Umówiłyśmy się w końcu na 1 sierpnia. Impreza w otwartym terenie za działką kumpeli ze szkoły? Alkohol? Narkotyki? Może to trzecie to coś nowego, ale czemu nie! Chodźmy, będzie fajnie.
 Aktualnie? Jest chujowo.
W życiu nie pomyślałabym że byłabym zdolna do seksu z dziewczyną. Nigdy nawet o tym nie pomyślałam. Nie mogłabym sobie wyobrazić w takiej sytuacji. Czułam się jak ostatnia kretynka. Nie chodzi oto że jestem nietolerancyjna, bo jestem. Mój najlepszy przyjaciel jest bi i nieraz widziałam jak wychodzili od niego jego kochankowie. Rzecz w tym, że chcąc wydostać się z szarej codzienności, zrobiłam sobie krzywdę. Oddałam ciało pierwszej lepszej, przez durne używki. Nie jestem odważna i buntownicza, jestem ostatnią pizdą.
 Kolejna sprawa to moja matka. Marzyłam wrócić do domu i dostać porządne kazanie i ucieszyć się z troskliwości mojej rodzicielki, gdyż dotychczas jedynym powodem do zmartwień była moja przyszłość (czyt. oceny, praca, studia).
 Zadzwoniłam do niej dokładnie o 8:39 z najbliższego przystanku autobusowego linii 691, która jak się okazało nie kursowała od 1 do 7 sierpnia z powodu remontu drogowego. Przez telefon już wygadałam jej że bawiłam się jak szalona, piłam, paliłam i ćpałam, jednak ona miała to głęboko w dupie. Przyjechała po mnie 20 minut po rozmowie, a w trakcie jazdy nawet nie pytała mnie o szczegóły. Patrzyła się tylko co jakiś czas i zaproponowała podjechanie do apteki po środki przeciw bólowe. Poczekałam wtedy w aucie. Gdy wróciła rzuciła we mnie testem ciążowym i powiedziała z ubolewającą miną, że mam go zrobić za 6 dni. Odparłam jednak że jestem pewna że nie robiłam nic z żadnym mężczyzną, a nawet nie miałam z takimi kontaktu. Posłała mi zniesmaczony uśmiech i odpaliła samochód. Na miejscu byłyśmy przed godziną 10. Teraz jest 11:38 i właśnie od tego czasu leżałam na łóżku w opłakanym stanie u ubolewałam swoją niezbyt przyjemną przygodę. Chociaż, przyjemna to może ona była, ale na pewno nie warta zapamiętania przez dziewczynę chcącą mieć męża i dwójkę biologicznych dzieci.
 Po kwadransie weszłam pod zimny prysznic. Na piersiach miałam chyba z 4 ogromne, ciemne malinki i może 7 ledwo widocznych. Do tego łechtaczka była troszkę rozszarpana, przez długie i szpiczaste paznokcie Sea'y. Wolałam się tam nie dotykać i uwierzyć jedynie że moja błona dziewicza jest na swoim miejscu, a nie gdzieś na trawie. Schyliłam głowę w dół i ujrzałam znowu napisy na moich stopach. Z jakiegoś dziwnego powodu nie chciałam ich zmywać, więc zostawiłam je na razie w spokoju. Gdy wszyłam z łazienki na łóżku wibrował telefon.



***





Jeśli rozdział wam się dłużył to bardzo przepraszam. Chciałam przedstawić Bell jak najlepiej się da, nie ujawniając przy tym jednak wszystkiego. Nie wiem czy mój styl pisania przypadnie wam do gustu i czy polubicie główną bohaterkę, bo jak można zauważyć, jest bardzo specyficzna. Liczę na wasze opinie i już wieczorem postaram się wstawić drugi rozdział. Dobranoc. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz